Inflacja w nowym roku wciąż nie odpuści – ceny wzrosną średnio o ok. 5 proc. Więcej zapłacimy za jedzenie, papierosy i odbiór śmieci, a na stabilne opłaty za prąd możemy liczyć tylko do jesieni. Być może za to stanieją wreszcie nieruchomości.
Statystyczny Kowalski, wydając 100 zł, na masło przeznacza nie więcej, jak 50–60 gr, a jednak to masło stało się w ostatnich dniach towarem najbardziej politycznym. Politycy PiS usiłują z niego zrobić symbol drożyzny, rząd broni się, rzucając na rynek rezerwy strategiczne. Dyskonty zacierają ręce.
Na masło wydajemy rocznie 5 mld zł, ale gdy drożeje, zaczynamy się niepokoić. Cena kostki w niektórych sklepach właśnie przebiła już 10 zł.
Z roku na rok karpia sprzedaje się coraz mniej. A produkuje mniej więcej tyle samo, czyli 20 tys. ton. Branża jakoś się trzyma, ponieważ czerpie jeszcze z dopłat unijnych, ale ten model biznesowy się kończy.
Ceny jajek pójdą w górę. Prawica obwinia za to Komisję Europejską, właściciele ferm – konsumentów, którzy nie chcą kupować jajek pochodzących z hodowli klatkowej. Jak jest naprawdę?
Nie wszyscy sadownicy zmartwili się, że z powodu ostrych i długich wiosennych przymrozków owoców będzie w tym roku mniej. Gorsze zbiory to dla nich szansa na wyższe ceny. Plus dopłaty.
Makaron błyskawiczny najpierw wykarmił globalne Południe. A teraz wraca na ratunek przyciśniętym inflacją i uciekającym w samotność społeczeństwom bogatego Zachodu.
Boimy się podwyżek zaraz po Wielkanocy, chociaż część sieci handlowych już obiecuje, że wyższy VAT weźmie na siebie. Czy to tylko marketingowa sztuczka?
Ekonomiści twierdzą, że 5-proc. stawka VAT na żywność wraca w najlepszym momencie, inflacja na razie bowiem szybko spada, co jednak nie oznacza spadku cen.