Złoty jubileusz królowej brytyjskiej (50 lat panowania) budzi podziw i zazdrość. Żaden prezydent, żaden rząd nie utrzymałby się tak długo w naszej burzliwej epoce, nawet gdyby fałszował wybory lub stosował przemoc. Ale monarchia w Anglii nie trwa sama dla siebie. Jest podporą arystokratów, którym w innych krajach albo obcięto głowy i spustoszono majątki, albo złożono ich w naftalinie operetkowych kostiumów. W Anglii monarchia i arystokracja, jej dwór, tytuły, zamki i pałace, polowania i przyjęcia – choć już nie tworzą zasadniczych ram porządku społecznego – to wciąż konkurują z elitą pieniądza.
Pożegnanie brytyjskiej Królowej Matki to manifestacja powszechnego żalu, słowa bezgranicznego podziwu i oddania osobie, która budziła szacunek i sympatię. Tylko nieliczni krytycy ustroju wytkną Brytyjczykom hipokryzję i cenzurę obyczajową: ich władcy nie byli tak kryształowi, jak się ich przedstawia.
Długowieczność nie jest czymś nadzwyczajnym w rodach królewskich. Ale stulecie brytyjskiej Królowej Matki świętują nie tylko miliony obywateli Zjednoczonego Królestwa, lecz także rzesze, które nie znają języka Szekspira i nie są monarchistami.