Rzecznik Muzeum II Wojny Światowej tropi „szał propagandy homoseksualnej”, „modę na geja” oraz „obcych, którzy mówią po polsku”. Czy to wystarczające kompetencje, by zostać twarzą flagowej instytucji kultury, która ma stać na straży pamięci o potwornościach wojny?
Tak się dzisiaj rozmawia o homoseksualizmie u cioci na imieninach, u teścia na grillu – z przesyconą hipokryzją mieszanką współczucia i paternalizmu.
Po ksenofobicznych, rasistowskich czy homofobicznych wypowiedziach pojawiło się to, co musiało: fizyczna agresja.
Miała być radosna, pełna nadziei i po prostu piękna. A potem zaczęła płonąć, stając się symbolem walki i podziału Polski na tolerancyjną i homofobiczną.
Zapowiadał się na subtelnego uczonego, był nadzieją polskiej teologii. Wybrał jednak rolę przywódcy krucjaty przeciw gejowskiemu lobby, które chce przejąć władzę nad światem.
Fragment orędzia prezydenta Lecha Kaczyńskiego, w którym przestrzega przed małżeństwami homoseksualnymi, oburzył nie tylko Amerykanina Brendana Faya, którego wizerunek wykorzystano w wystąpieniu.
Firmy sprzedające powierzchnie reklamowe nie chcą współpracować z Kampanią Przeciwko Homofobii i wieszać billboardów w ramach jej najnowszej akcji „Nie jesteś sam. Nie jesteś sama”.
Trudno nieraz zrozumieć ludzi owładniętych przekonaniem, że to jakieś tajemne moce lub spiski winne są całemu złu świata. Byłoby z tym łatwiej, gdybyśmy odwołali się do bogatej tradycji fantastyki grozy.
Był rok 2003 r. o homofobii w Polsce tak naprawdę dopiero zaczynało się mówić. Ta kampania miała zmienić wizerunek osób homoseksualnych.