Potoczystości języka Franzena, jego humoru i błyskotliwości nie znajdziemy zbyt wiele w polskim przekładzie.
Za oceanem Jonathan Franzen jest uważany za jednego z największych pisarzy. W Krakowie zobaczyliśmy jednak kogoś niezadowolonego z odbioru swoich książek, ze współczesności, a może też zmęczonego ludźmi.
Autor przyzwyczaił nas do portretów rodziny dysfunkcyjnej i do panoramy społecznej, tak jest i tym razem.
Na pierwszym planie jest historia rodzinna zanurzona w aktualnych, społeczno-politycznych realiach.
Zdecydowanie warto po tę powieść sięgnąć.
Przewróciwszy stronę dziennika „Post-Dispatch”, znalazła to, czego szukała – swoje zdjęcie, zrobione w jeden z jej dobrych dni.
Kiedy wy siedzicie w Internecie, świat kultury zmierza ku przepaści – twierdzi pisarz Jonathan Franzen. Podobnym głosem mówi dziś Dorota Masłowska. Czy sieć to dziś główne zagrożenie dla literatury?
W księgarniach mamy trzy ważne opowieści o amerykańskim marzeniu. „Atlas zbuntowany” Ayn Rand, „Projekt życie” Davida Brooksa i „Wolność” Jonathana Franzena. Ich lektura pozwala lepiej zrozumieć ideowe fronty przed listopadowymi wyborami.
Wielcy pisarze amerykańscy chadzają czwórkami. Faulkner, Hemingway, Caldwell i Steinbeck w latach pięćdziesiątych. Pynchon, Updike, DeLillo, Gaddis w siedemdziesiątych. A teraz – jak twierdzi krytyka – postpostmoderniści: Jonathan Franzen, Jeffrey Eugenides, David Foster Wallace, Richard Powers.