Co takiego jest w tenisie, że znów interesuje się nim kultura? Najkrócej mówiąc: wszystko. Ale przyjrzyjmy się bliżej.
Nowa ekranizacja skandalizującej niegdyś prozy – z Danielem Craigiem w roli głównej – robi z wielkiego ćpuna Ameryki postać romantyczną, która może pogodzić społeczności LGBT i nowej prawicy. Pod warunkiem że oba nie usną z nudów.
Tym razem zabrakło serca, jak gdyby autor schował własne emocje za ostentacyjnie teatralną scenografią.
„Challengers” to reżyserski majstersztyk, nieustannie igrający z oczekiwaniami widzów. Kipi erotyką, choć na ekranie nie pojawia się nagość. Ma napięcie godne thrillera, choć nie ma w nim sensacyjnych elementów.
Trzeba artysty o olbrzymiej wrażliwości, by z tak dwuznacznym tematem nie skręcić albo w stronę groteski, albo w kierunku krwawego horroru.
To serial, który nie tyle się ogląda, co wręcz czuje, fizycznie.
Nic tu nie współgra, i trudno usprawiedliwić te prawie trzy godziny w kinie tylko tym, że 14-letni przyszły reżyser przed dekadami zachwycił się horrorem Argento i po latach zapragnął się podzielić swoimi uczuciami z widzami.
Ważnym elementem książki jest możliwa bliskość dwóch podobnych do siebie ludzi, bo Elio i Oliver mają żydowskie korzenie.
W centrum opowieści stoi Tilda Swinton, wybitna aktorka, ulubienica Dereka Jarmana, która gra niezbyt urodziwą żonę fabrykanta