O ile nic na Polskę znowu nie spadnie i nie nadleci, kilka tygodni przed wyborami upłynie rządowi na zbrojeniowym triumfalizmie. Polacy mają się naoglądać bojowego żelastwa, nabrać przekonania o rosnącej sile wojska pod rządami PiS i podjąć przy urnach wyborczych jedyną słuszną decyzję o przedłużeniu jego władzy.
Stan polskiej armii to tylko wycinek politycznego frontu wschodniego, który w jesiennej kampanii ma szansę odegrać bardzo znaczącą rolę.
To już trzeci w ostatnich miesiącach incydent z naruszeniem polskiej granicy. Zagrożenie ze wschodu rośnie, ale dla PiS, który za nasze bezpieczeństwo odpowiada, i tak największym wrogiem jest Tusk. Ktoś tu się najwyraźniej pogubił.
Białoruskie śmigłowce pojawiły się na chwilę nad Polską w okolicy Białowieży – to pewne. Odleciały nieniepokojone, to również wiadomo. Ale niczym w nudnym filmie z epoki kina moralnego niepokoju – każdy z bohaterów tej skądinąd banalnej historii widział co innego.
Potrójne pyknięcie nad Bałtykiem zmieniło polską obronę powietrzną. Tak strzelają rakiety CAMM, główny oręż przeciwlotników przyszłości i nadzieja polskiej zbrojeniówki.
Niemal dokładnie rok po pierwszej wizycie szef MON odwiedza największego zagranicznego dostawcę broni dla Polski. Teraz również jako kredytodawcę finansującego ambitny program zbrojeniowy.
Minister obrony Mariusz Błaszczak to mistrz uników. W ostatnim i najpoważniejszym w swej karierze kryzysie, po znalezieniu w głębi Polski rosyjskiego pocisku, zastosował wszystkie znane sobie sposoby ucieczki od odpowiedzialności. I odkrył nowe.
Po odkryciu rosyjskiego pocisku pod Bydgoszczą dymisji w wojsku ani rządzie najprawdopodobniej nie będzie, ale sprawa się nie zakończyła. Prezydent z BBN usiłują godzić, ale do gry wszedł też aktor mniej przewidywalny.
Oskarżany przez władzę gen. Tomasz Piotrowski zaapelował: „wierzę, że żyjemy w kraju demokratycznym i wiemy, co to wymiar sprawiedliwości”. MON Mariusza Błaszczaka odpowiedział przeciekiem z kontroli w jego dowództwie.
W sprawie „bydgoskiej rakiety” nie postawiono najważniejszych pytań. A jedno z nich brzmi: jak sobie poradzimy w przypadku zmasowanego nalotu rosyjskich samolotów i pocisków, skoro pojedynczy pocisk może przelecieć 500 km nieniepokojony przez nikogo?