Sposobem na uratowanie twarzy (jeśli to jeszcze możliwe, bo klaszcze nam nawet Kreml) byłoby odwołanie Terleckiego z funkcji wicemarszałka Sejmu. Tymczasem nie tylko nikt z PiS nie potrafił się odciąć od jego haniebnej wypowiedzi, ale zaczął się festiwal pisania o zdradach.
Łamanie konstytucji, ograniczanie praw obywatelskich, agresja policji, uznanie Unii Europejskiej za wroga narodu polskiego? To było dawno, to było dawno, to było dawno.
Jestem pewien, że gdyby w rolę marszałka Terleckiego albo ministra Sasina wcielił się jakiś Latynos, oglądalność gwałtownie skoczyłaby nie tylko wśród żeńskiej widowni.
Gdyby choć jedna rzecz spośród tych, które dziś się z sądami i sędziami wyczynia, wydarzyła się, gdy nie rządził PiS, Jarosław Kaczyński i jego ludzie byliby pierwsi w głośnym protestowaniu i żądaniach wszelkich możliwych dymisji i retorsji.
W sprawie rodzinnych lotów marszałka Kuchcińskiego z Warszawy do Rzeszowa (i z powrotem) Kancelaria Sejmu pomija jakiekolwiek wątpliwości. Na przykład to, ile naprawdę ich było, bo opozycja sugeruje, że ponad sto. Albo dlaczego Kuchciński nie skorzystał z przysługujących mu darmowych lotów liniami rejsowymi.
W Polsce PiS wicemarszałek Sejmu stawia na baczność ministra, szeregowy (w teorii) poseł – tegoż marszałka, a gros rodaków nie widzi w tym nic nienormalnego. I dalej na taką Polskę głosuje.
Muszę przyznać, że jestem przeciwny pudrowaniu posła Terleckiego i wymyślaniu jego wizerunku na nowo.
Publiczny spór Ryszarda Terleckiego z Jarosławem Gowinem o reformę szkolnictwa wyższego potwierdza, że obóz PiS nie jest ideowym monolitem. Napięcia i paradoksy trudno wręcz zliczyć. Dla Jarosława Kaczyńskiego to twardy orzech do zgryzienia.
Jak by się czuł Ryszard Terlecki, gdyby opozycja wezwała PiS do startowania z list skrajnej prawicy sprzymierzonej z Putinem?
Niewielu polskich hipisów w uczesanym dorosłym życiu wybrało politykę. Ci, którzy zaszli najdalej – dzisiejszy marszałek i wicemarszałek Sejmu – zostali zatwardziałymi konserwatystami.