Szefowa Komisji Europejskiej po raz pierwszy publicznie wskazała na dyskryminację kobiet jako powód „sofagate”, czyli niedawnego skandalu wokół braku należnego jej krzesła w Ankarze.
Formalna deklaracja Bidena spotkała się z gniewną reakcją rządu w Ankarze, który zaprzecza, jakoby Turcja była winna ludobójstwa. Relacje między krajami są coraz bardziej napięte.
Pisarz nazwał Andrzeja Dudę „debilem”, za co ściga go warszawska prokuratura okręgowa. W innych krajach też przewiduje się kary za znieważenie najwyższych przywódców.
Na naszych oczach formuje się światowy blok antygenderowy. Jego pierwociny to międzynarodowe koalicje lobbujące przeciw aborcji, zdrowiu reprodukcyjnemu i seksualnemu, a nawet ochrony przed przemocą.
Rosja i Turcja nie czekają na świat wielobiegunowy, same go tworzą. Historycznie i geopolitycznie ponoć skazane na konflikt, znalazły nić porozumienia. Nie z miłości, a z wyrachowania.
Dla tureckich dziennikarzy zagrożeniem jest już nie tylko mówienie czy pisanie tego, co myślą. Ale również relacjonowanie tego, co sądzą miliony Turków.
Turecki premier zarzuca Macronowi, iż ma „problem z islamem”. Erdoğan chce się w ten sposób przedstawić jako obrońca islamu i główny rzecznik sunnitów na świecie. Po co?
Turecki prezydent rozpycha się poza własne pogranicze. Zgłosił akces do konkurencji mocarstw i w kategorii regionalnych rozrabiaków jest już na podium.
Zagadka: kraj na sześć liter, którego obywatelki protestują przeciw planom wypowiedzenia konwencji stambulskiej? Tym razem nie chodzi o Polskę.
Na wschodnim Morzu Śródziemnym dojrzewa konflikt, który ostatecznie może oderwać Turcję od Zachodu.