Świat

Turcja: zbawca porażonej Trumpem Europy? Z Rosją ma na pieńku, ale gra w innej lidze

Wołodymyr Zełenski i Recep Tayyip Erdoğan, 18 lutego 2025 r. Wołodymyr Zełenski i Recep Tayyip Erdoğan, 18 lutego 2025 r. The Presidential Office of Ukraine / mat. pr.
Teraz Turcja! – można by sparafrazować słynne hasło z innej części świata. W tej geopolitycznej burzy, jaką zafundował światu Donald Trump, wielu chce widzieć w Turcji nowego, racjonalnego gracza wagi ciężkiej. Ale to nie ta kategoria...

Turcja znów ma swój czas wśród ekspertów od geopolityki. Bo które inne państwo w dobie nowego koncertu mocarstw mogłoby – oczywiście na poziomie regionalnym – przełamać duopol amerykańsko-rosyjski czy izraelsko-irański? Potęga wagi półciężkiej, z 86-milionowym zasobem ludzkim, drugą armią NATO, z potężnym przemysłem zbrojeniowym i budowlanym oraz wpływami kulturowymi sięgającymi Kirgistanu i Jemenu. W dodatku państwo bezpośrednio zamieszane w najważniejszy dziś konflikt świata: w Ukrainie. I jedyne, które – przynajmniej częściowo – mogłoby wypełnić lukę, która powstanie po wycofaniu się Ameryki Donalda Trumpa z Europy i Bliskiego Wschodu.

To wszystko zbyt wygórowane oczekiwania. Ale po kolei.

Turcja: zbawca Europy?

Dziś wielu europejskich ekspertów wskazuje właśnie Turcję jako gracza, który może zostać „geopolitycznym zbawcą” Starego Kontynentu. Zarówno jako państwo, które jest w stanie wysłać wielotysięczny kontyngent w ramach zapowiadanych przez Paryż i Londyn sił pokojowych do Ukrainy, jak i przemysłowe zaplecze zbrojeniowego renesansu, do którego przymierza się porażona Trumpem Europa. Tym bardziej że Ankara nigdy nie była obojętna wobec kolejnych rosyjskich agresji.

Turcja ma wrodzony problem z Rosją. Oba kraje mają zachodzące na siebie strefy interesów, przede wszystkim na Kaukazie i w Azji Centralnej.

Reklama