Dzień przed wigilią Prokuratura Okręgowa w Warszawie przekazała akt oskarżenia przeciwko Władysławowi Frasyniukowi w związku z jego wypowiedzią na antenie TVN 24. Sam zainteresowany dowiedział się o tym od „Polityki”.
Wezwano mnie w związku z wypowiedzią w TVN24 o tym, co się dzieje na granicy polsko-białoruskiej, ale szczerze powiedziawszy, przedstawionych mi zarzutów nie zrozumiałem. Poprosiłem o uzasadnienie na piśmie – powiedział „Polityce” Frasyniuk.
Żywe pomniki historii nie zawsze sprawdzają się w roli współczesnych autorytetów, czego ilustracją jest problem opozycji z Leszkiem Balcerowiczem i paroma innymi bohaterami z dawnych lat. Jak sobie z tym poradzić?
Po prostu są ludzie, którzy mają prawo o sprawach publicznych mówić mocno i ostro. Na dodatek tak się składa, że ich akurat – zważywszy na życiorysy – trudno posądzać o sianie nienawiści.
Sąd kolejny raz obalił oskarżenie w sprawie dotyczącej obywatelskich protestów przeciw poczynaniom władzy. Doświadczenie podpowiada, że nie wpłynie to na praktykę i politykę prokuratury i policji.
Policja państwa PiS (pod wodzą swego ministra), szykanując Władysława Frasyniuka w celu zastraszenia protestujących obywateli, źle wybrała cel. A brnąc w żenujących oskarżeniach wykazała nie tylko służalczość, ale i zwyczajną głupotę.
Rozpoczął się proces karny przeciwko Władysławowi Frasyniukowi o naruszenie nietykalności policjantów. W gruncie rzeczy sprawa jest polityczna.
Sąd oceni, czy Władysław Frasyniuk naruszył prawo. A niezależnie od rozstrzygnięcia ten akt oskarżenia jest prezentem dla obywatelskiej opozycji.
Komuś na górze musiało się więc zamarzyć utarcie nosa Frasyniukowi.
Jeśli pokazówka miała zastraszyć obecną opozycję, działaczy praw człowieka lub niezależnych sędziów, to przyniosła odwrotny skutek.