Wojna, nazwana później krymską (1853–56), zdawała się spełnieniem marzeń Polaków o europejskim konflikcie, który mógłby przynieść im niepodległość. Wielka Brytania, Francja i Królestwo Sardynii stanęły u boku Turcji przeciw głównemu ciemiężycielowi Polaków – carskiej Rosji.
Największe nadzieje wojna wzbudziła w konserwatywnym obozie emigracji polskiej, skupionym wokół sędziwego księcia Adama Czartoryskiego: jego emisariusze od lat penetrowali Bałkany i Turcję, on sam zaś był jedynym polskim politykiem, z którym zachodnie rządy zgadzały się – kiedy im to było potrzebne – rozmawiać. Miał wywiedzione z półwiecza dyplomatyczno-rządowej kariery i arystokratycznych koneksji znajomości w całej Europie, międzynarodową sieć agentów oraz wpływowych, zdawałoby się, sympatyków na dworze francuskiego cesarza Napoleona III. Liczono na francuski sentyment dla Polaków, na cesarskiego ministra spraw zagranicznych, naturalnego syna Napoleona I, hrabiego Walewskiego, wreszcie na samego cesarza.
Że agenci księcia w Turcji nie próżnowali, świadczy przypadek Michała Czajkowskiego, którego Mickiewicz zapewne podziwiał. W powstaniu listopadowym, w którym poeta nie wziął udziału, zajęty romansem i poezją, Czajkowski wyróżnił się jako oficer kawalerii. Potem zajął się pisaniem przygodowo-egzotycznych powieści osadzonych na Ukrainie, które odniosły sukces także we Francji. W końcu został tureckim emisariuszem Czartoryskiego, działając na tyle skutecznie, że w 1850 r. Rosja zażądała jego deportacji. Wówczas Czajkowski przeszedł na islam, został poddanym sułtana, przyjął nazwisko Mehmed Sadyk i został mianowany baszą. Porzucenie wiary i nazwiska polska opinia przyjęła z oburzeniem, niemniej Sadyk-Pasza pozostał współpracownikiem Czartoryskiego (na jego cześć jeszcze osiem lat wcześniej założył, wraz z żoną Ludwiką ze Śniadeckich – młodzieńczą miłością Słowackiego – wieś Adampol). Wraz z wybuchem wojny Turcy zlecili mu utworzenie z rosyjskich jeńców oddziału jazdy, tzw. osmańskich kozaków. W 1854 r. w awangardzie oddziałów sułtana Sadyk-Pasza jako pierwszy wkraczał do Bukaresztu.
Jedźmy, nikt nie woła
Jesienią 1853 r. gen. Józef Wysocki z lewicowego Towarzystwa Demokratycznego Polskiego oraz Władysław Zamoyski, siostrzeniec księcia Adama, spotkali się u Mickiewicza, aby omówić sprawę utworzenia legionu polskiego w Turcji. Autorytet poety miał pogodzić zazwyczaj nienawidzących się emigracyjnych działaczy. Jeszcze kilka lat wcześniej wieszcz Adam, redaktor rewolucyjnej „Trybuny Ludów” i organizator miniaturowego legionu, mającego walczyć we Włoszech za wolność narodów, sam uważany był za niebezpiecznego radykała. Potem jednak oddalił się od polityki, prowadząc w miarę spokojne życie na etacie francuskiego bibliotekarza i bezskutecznie starając się o francuskie obywatelstwo. Chyba też uznał, że z polityków polskich jeden Czartoryski ma realną szansę coś zdziałać. Stary książę postanowił zaprotegować go u cesarskiego dworu. „Po przejściu chwilowej aberracji stał się znów człowiekiem wielkiego sensu, bardzo oddanym cesarzowi, i który wywiera wpływ szczególniejszy na Polaków” – pisał do cesarskiego ministra.
Z pojednania lewicy z Czartoryskim nic nie wyszło; Wysocki udał się sam do Stambułu organizować tam demokratyczne polskie legiony. Brak pieniędzy i dyplomatycznych kontaktów szybko mu to uniemożliwiły. Jednak triumf księcia był krótkotrwały. Zamoyskiemu udało się co prawda uzyskać zgodę Turków na sformowanie drugiego pułku osmańskich kozaków, ale choć formalnie cała formacja pozostawała pod zwierzchnictwem Sadyka-Paszy, ten szybko i nie bezpodstawnie doszedł do wniosku, że hrabia zamierza wygryźć go z łask sułtana. Zanim jeszcze powstało w Turcji polskie wojsko, jego potencjalni przywódcy zdążyli się serdecznie znienawidzić i zaczęli z zapałem kopać pod sobą dołki.
W marcu 1855 r. zmarła żona Mickiewicza – Celina. Wkrótce powstał projekt wysłania go do Turcji: z jednej strony dla wzmocnienia popularności wciąż efemerycznej idei polskiego legionu, który wraz ze zwycięskimi wojskami koalicji wkroczyłby na Ukrainę, z drugiej w złudnej nadziei, że Mickiewicz pojedna Sadyka z Zamoyskim.
Entuzjazm wieszcza dla wojny narastał od miesięcy; kiedy Francuzi wysadzili desant na Wyspach Alandzkich na Bałtyku, Mickiewicz napisał memorandum do Napoleona III, doradzając lądowanie koło Rygi. „Litwa powstanie cała na pierwszy strzał armatni” – stwierdzał. Dla ścisłości dodajmy, że poeta nie był w swych marzeniach odosobniony. Stratedzy Czartoryskiego również zapalili się do tej idei i szybko wyliczyli, że powstańców, którzy wsparliby francuski desant, byłoby dokładnie 25 tys. Projekt pięknie ozdobiła oda „Ad Napolionem III Caesarem Augustum” – najprawdopodobniej ostatni wiersz Mickiewicza. Ale w czasie audiencji u cesarza w czerwcu Napoleon – zapewniwszy o swoich sympatiach dla Polski – głośno oświadczył: „Nic dla niej zrobić nie mogę”. Niezrażony stary dyplomata Czartoryski zareklamował cesarzowi Mickiewicza: „To jest człowiek, który może dać Francji wpływ, jaki powinna mieć wśród tych ludów [tj. Słowian południowych]”.
Sekretarz poety Armand Lévy zanotował: „Przyszła Mickiewiczowi myśl otrząsnąć z siebie troski i zajęcia osobiste… Miał nadzieję zanurzyć się cały w życiu czynnym”; uznał, że nadeszła „uroczysta chwila, gdy Polskę należy nam wydzierać, a nie żebrać o nią”.
Patronat francuski nad misją Mickiewicza w Turcji był jednak dość żałosny. Oficjalnym celem jego podróży ma być „misja literacka mająca na celu studia nad sytuacją krajów grekosłowiańskich z punktu widzenia naukowego i literackiego, a zwłaszcza zbadanie organizacji oświecenia w tych krainach”.
Jak widać, Polacy usiłowali wmówić Francuzom, że Słowianie to właściwie to samo, czy w Polsce, czy na Bałkanach – i Francuzi, zwłaszcza biorąc pod uwagę kwestię „oświecenia” tych krajów, chyba chętnie w to wierzyli. Przejrzawszy bałkańskie raporty francuskiego ministerstwa, Mickiewicz honorowo stwierdził, że lepszych nie napisze. „Tych nie czytano – miał mu odpowiedzieć urzędnik. – Może będą czytać pańskie”. Wręczając mu paszport, minister hrabia Walewski zaznaczył oschle, że spodziewa się, iż Mickiewicz nie przekroczy danych mu instrukcji. „Mogę zapewnić Waszą Ekscelencję, że w wilię tego dnia podam się do dymisji” – odparł poeta. (Zastrzeżenie okazało się zbędne: zanim Cesarstwo zaczęło wypłacać mu pobory z racji pełnienia misji rządowej, Mickiewicz zmarł).
Dalej kłótnia, hałasy, istna wieża Babel
We wrześniu 1855 r. Mickiewicz i syn księcia Adama, Władysław, odpłynęli z Marsylii do Stambułu statkiem parowym „Tabor” – nowoczesny środek transportu sprawił, że podróż odbyła się w ekspresowym tempie ośmiu dni. Ze Stambułu udali się morzem do Burgas, gdzie stacjonowali kozacy Sadyka. Młody książę Czartoryski załatwił z kapitanem, że wpływający do portu statek wciągnął na maszt polską flagę. Sadyk podejmował gości z honorami: wojska paradowały, żołnierze wznosili dziarskie okrzyki, oficerowie długie i serdeczne toasty.
Już w Stambule Mickiewicz powtarzał, że czuje się trochę jak w ojczyźnie: orientalny tłum, wschodnie stroje, polowania zorganizowane na jego cześć, a nawet spanie pod namiotem obudziły w nim wspomnienia młodości, od której oddzielały go trzy dziesięciolecia spędzone głównie na paryskim bruku we francuskiej stolicy, której nigdy nie polubił. „Jest zupełnie zawojowany przez Sadyka” – pisał z przekąsem do ojca młody Czartoryski.
Faktycznie, zamiar księcia, aby użyć Mickiewicza jako środka presji na Sadyka-Czajkowskiego, spełzł na niczym: w sporze Sadyka z hrabią Zamoyskim poeta stanął zdecydowanie po stronie tego pierwszego. W tym czasie hrabia uwolnił się już od formalnej zależności od Sadyka: dzięki koneksjom Czartoryskich udało mu się załatwić, że jego pułk przeszedł na żołd brytyjski, a na jego bazie miała powstać cała dywizja pod dowództwem hrabiego Zamoyskiego.
W pułku tym, wedle Mickiewicza, mówiło się „o wielkiej płacy, szybkich awansach, słowem: tylko o zyskach”. Formowano go z Polaków katolików, na wzór najemnych wojsk zachodnich. „Pana Zamoyskiego ideałem było, jak widać, jeneralstwo angielskie” – stwierdza z przekąsem poeta. Bardziej do gustu przypadła mu formacja „poturczeńca” Czajkowskiego: złożona z ochotników wielu narodów i religii, malowniczo orientalna i odpowiadająca jego wizji wieloetnicznej Rzeczpospolitej. Wraz z Sadykiem snuli plany utworzenia pod dowództwem tureckim oddziałów bułgarskich, serbskich i rumuńskich – na których czele można by wkroczyć na Ukrainę, a wtedy…
Wkrótce doszło do faktycznego zerwania Mickiewicza z Czartoryskimi, a otwartego z Zamoyskim. Już po powrocie z Burgas do Stambułu poeta pisał z wyrzutem do młodego księcia: „Wolno wam było rozprawiać się z Sadyk-Paszą, rozpierać się z nim, walczyć z nim, ale nie godziło się pod jego dachem i u jego stołu knuć przeciw niemu po cichu. Polacy tak nie czynią. Arab pod namiotem gość, przeciw gospodarzowi nie konspiruje”. A w liście do starego księcia Adama, pisanym tydzień przed śmiercią, podsumowywał: „Wybacz książę tym grubym słowom, nie moje są, ale muzułmanina poważnego. Ten, mówiąc o rozprężeniu formacji polskiej, rzekł z żalem: Pytano nierządnicy, czemu nie urodzi dziecka? Odpowiedziała: Co jeden zacznie, drugi popsuje. Nie wiem, co pan Zamoyski gdzie zaczął, ale wiadomo, ile już popsuł”.
Spory te, po części wynikające z osobistych ambicji i animozji, po części z odmiennych wizji politycznych, były już, niestety, bezprzedmiotowe: po zdobyciu Sewastopola przez sprzymierzonych wojna dogasała, polskie czy też słowiańskie wojska nie były już nikomu potrzebne, a wręcz kłopotliwe.
Rosja przegrała kampanię krymską, ale daleka była od całkowitej klęski; sprzymierzeni drogo zapłacili za wygraną i nie myśleli nawet o przeniesieniu walk na Ukrainę, a tylko o zawarciu pokoju. Napoleon proponował nawet sojusznikom postawienie sprawy przywrócenia autonomii Królestwa Polskiego w negocjacjach z Rosją. Anglicy określili ten pomysł jako „niewłaściwy i nie na czasie”. W pół roku później Turcy kazali Zamoyskiemu rozwiązać dywizję. Część legionistów osiedliła się w Adampolu i Reszydzie w Tesalii, 72 ochotników dołączyło do antyrosyjskiego powstania Czerkiesów na Kaukazie. Sadyk-Pasza po śmierci Ludwiki Śniadeckiej ożenił się z pół wieku młodszą od siebie Greczynką. Pod koniec życia wykonał kolejną efektowną woltę i przeniósł się do Rosji; żadnej roli politycznej tam nie odegrał, popadł w biedę, młoda żona go opuściła i dożywszy lat 82, zastrzelił się.
Potomkowi Lewitów, możnaż krew przelewać?
Ostatnie tygodnie życia upłynęły Mickiewiczowi głównie na zabiegach o utworzenie pułku żydowskiego w ramach formacji Sadyka. Motywy tego pomysłu były praktyczno-ideowe. Z jednej strony wydawało się, że od tego najłatwiej zacząć formowanie wielonarodowej armii – że środki na nią da się uzyskać od miejscowych i zachodnich bogatych Żydów, bez kołatania o wsparcie niechętnych rządów. Z drugiej, idea stworzenia żydowskiego wojska wynikała z fascynacji i sympatii Mickiewicza dla „starszych w wierze”. Armand Lévy, który stał się głównym wykonawcą tego pomysłu, zanotował, że poeta podkreślał wspólnotę losu Polaków i Żydów – wygnanie z ojczyzny. „Tak jak unia Polski z Litwą – miał mu powiedzieć – acz różne były ich rasy i religie, dała wielkość polityczną i militarną naszej Rzeczpospolitej, tak wierzę, że unia Polski z Izraelem powiększyłaby naszą siłę duchową i materialną. Najskuteczniejszym przygotowaniem Polski do odrodzenia jest zniszczenie przyczyn jej upadku, to znaczy połączenie i zbratanie wszystkich ras i religii naszej ojczyzny”.
Ludwika ze Śniadeckich, którą Mickiewicz odwiedzał w Stambule, zanotowała: „Nikt więcej ode mnie nie miał odrazy do tej rasy, ale jak się raz za żart na to izraelskie wojsko rozgniewał z uczuciem, tak mnie zabolało, żem go obrazić mogła, żem się opamiętała”. Również sam Sadyk, początkowo wraz z żoną sceptyczny wobec „huzarów Izraela”, dał się przekonać i nawet w raporcie dla przełożonych snuł wizje, jak to żydowskie wojsko po wkroczeniu na Ukrainę zwerbuje agentów w każdej karczmie.
Sam Mickiewicz natomiast marzył-kalkulował, że gdy do antyrosyjskiego powstania dołączą Żydzi, chłopi pójdą za nimi, rozumując, że musi to być sprawa poważna i rokująca zwycięstwo. Lévy’emu udało się nawet ściągnąć do Turcji Alphonse’a Rotszylda, który wszakże przybył do Stambułu już po śmierci Mickiewicza. Rzecz jasna, Turcy w końcu pozwolenia na tworzenie takiego wojska nie dali, Rotszyld się rozmyślił, ochotnicy nie dopisali.
Sępy czarnym skrzydłem oblatują groby
W wyprawie do Turcji towarzyszył Mickiewiczowi Henryk Służalski, stary żołnierz, wielbiciel poety, jeden z 13 członków sformowanego przez niego we Włoszech w 1848 r. legionu, typ staroszlacheckiego gawędziarza rodem z „Pana Tadeusza”. Służalski nie cieszy się sympatią mickiewiczologów, ponieważ koloryzował w listach i nie dość troskliwie opiekował się poetą. Próbka jego stylu to „rekieny słynne z apetytu” – w Morzu Śródziemnym albo opis wspaniałości Stambułu: „Gdybym miał Bosfor cały za kałamarz, a najcieniej zatemperowany minaret za pióro, jeszcze bym nie potrafił opisać”.
Mickiewicz, Służalski i Lévy mieszkali w dzielnicy Pera, niedaleko placu Taksim – dziś centrum miasta, gdzie w 2013 r. miały miejsce antyrządowe rozruchy – wówczas ubogim przedmieściu. „Przedmieścia Pera i Galata przedstawiają widok podwójnego najazdu: najazdu kupców wszystkich krajów po najeździe barbarzyńców” – stwierdzał Lévy. Dzielnica ta spłonęła w 1870 r. i wytyczono nowe ulice; dom na miejscu tego, w którym Mickiewicz umarł, stoi dziś przy ulicy Słodkich Migdałów. „Tu Polaków więcej niż Turków – zanotował Służalski – tak się szwendają i politykują jeszcze gorzej niż w Paryżu”. Ze Stambułu planowali udać się do Serbii. Dwa dni przed śmiercią poeta postanowił wziąć przykład z Lévy’ego i uczyć się tureckiego.
Mickiewicz zostawił w Paryżu sześcioro dzieci i z myślą o nich oszczędzał, mieszkali więc skromnie – a zatem w brudzie i chłodzie – i jadali nie lepiej. Mickiewiczologowie i mickiewiczolożki mają to Służalskiemu i Lévy’emu (a nawet Sadykowi-Paszy) bardzo za złe, gdyż poeta od dawna cierpiał na żołądek. W obozie pod Burgas zaniemógł, w ostatnim tygodniu życia niedomagając, nie wychodził z domu. Ówcześni medycy określali te przypadłości jako ataki hemoroidalne, lekką diarię albo ataki febry – niewiele ma to jednak wspólnego ze współczesnymi pojęciami. Towarzysze Mickiewicza, jak i on sam, rzeczywiście lekceważyli te objawy.
25 listopada Lévy cierpiał na niestrawność, natomiast Mickiewicz czuł się dobrze: zjadł kurczę i popił połową butelki bordeaux, w nocy jednak wstawał, aby napić się herbaty z rumiankiem. Następnego dnia Lévy i Służalski wyszli przed południem – kiedy nastąpił atak, z poetą był tylko Emilian Bednarczyk, projektowany dowódca pułku żydowskiego.
Zawezwany lekarz – w sumie przed śmiercią widziało Mickiewicza czterech – rozpoznał cholerę. Była to diagnoza o tyle bezpieczna, że cholera dziesiątkowała armie sprzymierzonych skuteczniej niż Rosjanie, zabierając dwóch głównodowodzących i francuskiego admirała. Mickiewicz umarł około dziewiątej wieczór, nie będąc już w stanie się wyspowiadać. Po zgonie dwóch lekarzy zmieniło zdanie, jednak z uwagi na zarządzenia przeciw cholerze następnego dnia poetę pokrojono, zabalsamowano i zapakowano do trzech trumien. Powstały potem z tego plotki o otruciu, które w międzywojniu przybrały postać naukowo-prasowej dyskusji, przy czym Boy-Żeleński wskazywał na Zamoyskiego, endecy na Żydów, a jeszcze inni na Rosjan jako zleceniodawców. Ze względu na kwarantannę trzy trumny trzymano w Turcji przez miesiąc, a Służalski pilnował ich z niewczesną troskliwością z pistoletem. Hrabia Zamoyski wystawił im wojskową asystę, a w kondukcie na nadbrzeże towarzyszył im wielonarodowy tłum – „Serbów, Dalmatów, Czarnogórców, Albańczyków, Greków, Włochów, Bułgarzy zeszli się najliczniej” – którego ani Mickiewicz, ani nikt inny nie miał już poprowadzić do walki o wspólną sprawę.