Szefowie naftowych korporacji zawsze mieli słabość do dyktatorów (i wzajemnie)
„W przeciwieństwie do niezwykle lakonicznych kolegów po fachu, takich jak Rex Tillerson, prezes ExxonMobil, de Margerie, jest gadatliwy i zaskakująco bezpośredni” – opisywał na łamach magazynu „Forbes” w styczniu 2011 r. Christopher Helman.
„Wali prosto z mostu, że jego zdaniem światu wkrótce zacznie brakować ropy i póki jest w Totalu, podpisze umowę z każdym (może nawet z samym diabłem), by zapewnić sobie dopływ węglowodorów” – relacjonował Helman swą rozmowę z szefem koncernu Total. Trzy lata później Christophe de Margerie udał się do podmoskiewskiego Gorki na spotkanie ministra finansów Antona Siłuanowa z przedstawicielami największych korporacji inwestujących na terenie Rosji.
Choć niewiele wcześniej nastąpiła aneksja Krymu i trwała wojna na Ukrainie, konferencja w Gorki przeszła niezauważona. Aż kilka minut przed północą 20 października 2014 r. mały odrzutowiec „Falcon” z prezesem Totalu na pokładzie rozbił się podczas startu z lotniska Wnukowo. Wedle komunikatu przekazanego agencjom prasowym przez przedstawicielkę moskiewskiego komitetu śledczego Tatianę Morozow podrywający się z płyty lotniska samolot zahaczył podwoziem o pług śnieżny, który prowadził pijany kierowca.
„Falcon” koziołkował i pasażer oraz trzej członkowie załogi zginęli na miejscu. „De Margerie był zagorzałym obrońcą Rosji i jej polityki energetycznej” – donosiła następnego dnia agencja Reuters.