Był podwójnym szpiegiem? Ktoś odkrył, że Żydem? Trzy tożsamości Włodzimierza Barankiewicza
Po drugiej wojnie światowej za „żelazną kurtynę” zbiegło lub zza niej nie powróciło ponad 50 oficerów polskiego wywiadu. Niektórzy po latach zostali zrehabilitowani, a nawet awansowani, ale o większości z nich wiemy niewiele. To opowieść o jednym z nich.
29 października 1961 r. Włodzimierz Barankiewicz, pracujący w ambasadzie w Wiedniu dyplomata, a w rzeczywistości oficer wywiadu wojskowego, znikł i nigdy już nie pojawił się w Polsce. Sąd wojskowy w 1967 r. wydał na niego wyrok śmierci.
Uciekał całe życie: przed wrogami, przed demonami, przed swoją tożsamością.
Elita piekarnicza
Imię Włodzimierz dostał w 1931 r. na cześć Lenina. Rodzice działali w Komunistycznej Partii Polski (KPP): ojciec Icek Barankiewicz, komunista z „czerwonego” Zagłębia, matka Cyrla Krawiecka, włókniarka z Łodzi, żyli w związku, który dziś nazwalibyśmy partnerskim, dlatego nazwisko miał po matce: Krawiecki. Zmieniono mu je po raz pierwszy, gdy miał dziesięć lat. Swoje prawdziwe imię Włodzimierz zachował do lat 60. Właściwe imiona rodziców nie pojawiają się w żadnych jego oficjalnych dokumentach. Nie ma Icka i Cyrli, którzy zdradzaliby żydowskie pochodzenie, są zawsze Ignacy i Irena.
Ojciec był synem Judy Barankiewicza, piekarza z Sosnowca, który w 1904 r. zaczynał od maleńkiej piekarni, a przed drugą wojną światową był w elicie piekarniczej miasta. Legenda rodzinna głosi, że dzieci Judy kupowały bułki w piekarni Franciszka Kiepury, a synowie Kiepury Władysław i Jan, późniejsi tenorzy, często zaglądali do piekarni Barankiewiczów. Dwóch piekarzy działających po sąsiedzku badało w ten sposób konkurencję.