Historia

Zdobycie Berlina: na pewno zasługa Rosjan? Tu Polacy i Ukraińcy walczyli ramię w ramię

Flaga polska nad Tiergarten w Berlinie, maj 1945 r. Fot. z arch. Piotra Korczyńskiego Flaga polska nad Tiergarten w Berlinie, maj 1945 r. Fot. z arch. Piotra Korczyńskiego Polityka
2 maja 1945 r. polscy żołnierze walczący na ulicach Berlina wywiesili biało-czerwone flagi. Spory odsetek czerwonoarmistów stanowili też Ukraińcy.

Dziś, kiedy trwa bezpardonowa rosyjska agresja na Ukrainę, można mieć wątpliwość, czy należy upamiętniać rocznicę, która jest jednym z instrumentów podtrzymywania rosyjskiego imperializmu: zwycięstwa w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej. Tyle tylko że jest to myślenie ahistoryczne i oddawanie pola propagandystom z Kremla, ponieważ pośród szturmujących Berlin czerwonoarmistów spory odsetek stanowili Ukraińcy, wielu ich było także w Wojsku Polskim.

Pułkownik Kazimierz Dybowski, prawdopodobnie ostatni spośród żyjących lotników polskich, którzy w szturmowych Iłach walczyli nad Berlinem, podkreślił: „W naszym 6. Pułku Lotnictwa Szturmowego pilotami szturmowców byli Sowieci, a strzelcami tyłowymi Polacy. Tak więc ja byłem strzelcem, a moim pilotem był lejtnant Fiłatow, bardzo porządny facet rodem spod Kijowa. Tak więc Ukrainiec z Polakiem z Wołynia tworzyli zgraną załogę szturmowego Ił-2 z biało-czerwoną szachownicą na kadłubie, która walczyła w ostatniej batalii frontu wschodniego – operacji berlińskiej. Niezły przekładaniec”.

Czytaj też: 1905, zapomniana rewolucja. Była jak strajki „Solidarności”

Nasi w Berlinie

Podkreślanie polskiego udziału w sowieckiej operacji zdobycia Berlina jest dziś niemałym paradoksem polityki historycznej uprawianej w Polsce. Eksponuje się ostatnie zwycięstwo 1. Armii, a także 2. Armii Wojska Polskiego, jednocześnie umniejszając czy wręcz wymazując z powodów politycznych wcześniejsze batalie tego wojska na froncie wschodnim. Właściwie młodzi ludzie, usłyszawszy o polskich żołnierzach wieszających biało-czerwone flagi nad Berlinem, nie bardzo wiedzą, skąd oni się tam wzięli. Co najwyżej przeczytają, że z woli Stalina, który dopuścił kościuszkowców do szturmu na Berlin, by w ten sposób uprawomocnić władzę zainstalowanych przez siebie w Polsce komunistów. Co jest półprawdą.

Oczywiście włączenie 1. Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki (i nie tylko jej, w szturmie Berlina brały udział i inne jednostki) do walki na ulicach stolicy III Rzeszy było aktem politycznym, ale miało także sens czysto militarny. Sowieckie jednostki pancerne zaangażowane do walk ulicznych cierpiały na brak fizylierów i piechurów osłaniających czołgi. Dla pancerniaków walka w mieście bez wsparcia piechoty to gwarancja krwawych strat. Udział polskich piechurów, a także saperów i artylerzystów, w szturmie Berlina był niebagatelną pomocą dla sowieckich czołgistów.

Kapitan Andrzej Nusbek, wówczas 14-letni bombardier 2. Brygady Artylerii Haubic, który do tej jednostki trafił podczas powstania warszawskiego, mając nadzieję, że w wojsku idącym ze wschodu odnajdzie zaginionego w 1939 r. ojca (jak się później okazało, zginął w Katyniu), podsumował krótko swój udział w szturmie Berlina: „Jako warszawiak i były harcerz Szarych Szeregów byłem dosłownie napompowany faktem, że mogę tu, w Berlinie, pomścić moje miasto!”. Często w ostatnich latach odbierano weteranom wojska idącego ze wschodu tę żołnierską satysfakcję, że ich udział w operacji berlińskiej był zbieżny z polską racją stanu.

Bombardier Andrzej Nusbek. Fot. z archiwum Olgi NusbekPolitykaBombardier Andrzej Nusbek. Fot. z archiwum Olgi Nusbek

Pierwsi do boju o miasto ruszyli artylerzyści z 1. Samodzielnej Brygady Moździerzy. W szturmie stolicy III Rzeszy wspierała ona sowiecką 47. Armię nacierającą od zachodu przez Spandau i Poczdam. Do najkrwawszych walk brygady doszło 29 kwietnia. Tego dnia na pozycje 47. Armii uderzyli kadeci szkoły oficerskiej SS. Piechota sowiecka nie wytrzymała tego natarcia i esesmanów zatrzymał dopiero ogień polskiego 11. Pułku Moździerzy. Drugą polską jednostką, którą od 27 kwietnia włączono do operacji berlińskiej, był 6. Warszawski Samodzielny Zmotoryzowany Batalion Pontonowo-Mostowy. W ataku na Berlin saperzy tego doborowego oddziału zostali podporządkowani sowieckiej 2. Armii Pancernej. Dla niej batalion budował pod nieprzyjacielskim ogniem przeprawy przez Hawelę, Sprewę i liczne kanały Charlottenburga w kierunku centrum Berlina.

Równocześnie z batalionem saperskim do walki skierowano wspomnianą 2. Pomorską Brygadę Artylerii Haubic. Początkowo w całości wspierała 2. Armię Pancerną, a od 30 kwietnia część jej pułków przydzielono do wsparcia rodaków z 1. Dywizji Piechoty. Na niebie pojawiły się też samoloty – myśliwskie i szturmowe – z biało-czerwonymi szachownicami.

Czytaj też: Chłodne Spa. W 1920 r. niepodległość Polski wisiała na włosku. Londyn brał stronę Moskwy

Kościuszkowcy na ulicach

Najważniejsze zadanie w przełamywaniu obrony Berlina otrzymała 1. Dywizja Piechoty. Kościuszkowcy okazali się niezastąpieni w ubezpieczaniu sowieckich czołgów i w walkach ulicznych. Do boju na ulicach Berlina dywizja ruszyła 30 kwietnia (w dzień samobójstwa Adolfa Hitlera) i ubezpieczała natarcie sowieckich czołgów wzdłuż linii Tiergarten (stacja kolei miejskiej i park) – Brama Brandenburska – centrum sektora „Z” (Zitadelle). Była to jedna z kluczowych pozycji niemieckiej obrony. W ciągu dwóch dni walk Sowieci stracili tu ok. 200 czołgów!

Kiedy zapadła noc, Niemcy podjęli próbę wzmocnienia obrony centrum miasta w iście samobójczy sposób. Mianowicie na park Tiergarten zrzucili z nisko przelatujących samolotów, które jakimś cudem przedarły się przez sowiecki ogień, oddział strzelców spadochronowych. Prócz ludzi zrzucono zasobniki z bronią i amunicją – część spadła na polskie pozycje. Spadochroniarze zostali szybko wybici lub wzięci do niewoli, a o świcie 1 maja kościuszkowcy zobaczyli, że cały park zasłany jest... polskimi barwami narodowymi. Spadochroniarze mieli spadochrony koloru białego, a zasobniki zrzucano na spadochronach czerwonych, pierwotnie przeznaczonych do działań arktycznych.

Polscy saperzy zaraz po kapitulacji BerlinaPolitykaPolscy saperzy zaraz po kapitulacji Berlina

Tak te chwile wspominał Eugeniusz Skrzypek, wówczas porucznik 3. Pułku Piechoty: „Dobrze pamiętam ten szlak. Z przedmieść Wittenau dotarliśmy do dzielnicy Charlottenburg i tu dostaliśmy zadanie opanowania kwartałów miasta w rejonie Englische Strasse, Berliner Strasse, stacji kolejowej Tiergarten, a następnie mostu na Landwehrkanal. To ostatnie zadanie było szczególnie ważne, gdyż w rejonie tego kanału miały spotkać się dwa fronty: białoruski i ukraiński”. Za każdą z tych nazw kryją się ciężkie boje uliczne. Kościuszkowcy walczyli dosłownie o każde piętro budynku i o każdy metr ulicy. Tworzył się charakterystyczny dla walk ulicznych schemat: piwnice i pierwsze piętra zajęte przez Polaków, wyższe kondygnacje przez Niemców, w gruzach manewrujące sowieckie czołgi, a wszystko to w ciągłym ogniu i eksplozjach.

Kiedy wreszcie żołnierze 3. Pułku dotarli w rejon mostu na Landwehrkanal, obrona niemiecka okazała się tak twarda, że mimo wsparcia sowieckich czołgów (kilka od razu stanęło w płomieniach) stanęli. Nastała noc i w perspektywie 2 maja rysował się jako dzień jeszcze cięższych walk. Żołnierze grup szturmowych odpoczywali, by zebrać siły do kolejnego natarcia. Tego samego nie mogli uczynić łącznościowcy naprawiający zerwane linie i kładący nowe na wyrwanym nieprzyjacielowi terenie.

Ich trud został nagrodzony nieoczekiwanie w ten sposób, że jako pierwsi dowiedzieli się o propozycji rozmów kapitulacyjnych niemieckiej załogi. Jednym z tych łącznościowców był porucznik Edward Flis z 2. batalionu, także 3. Pułku Piechoty. Jak wspomina, ta noc zastała go w piwnicach zdobytej niemieckiej reduty na Englische Strasse. Układając tu kable nowej linii, natknął się na dwóch sowieckich radiotelegrafistów z uszkodzoną radiostacją. Dla polskiego łącznościowca usterka okazała się banalna i kiedy ją naprawił, nad ranem z radia popłynął nagle komunikat – w języku niemieckim i następnie powtórzony w rosyjskim, który Flis dobrze poznał jako sybirak: „Uwaga, uwaga – tu dowództwo obrony Berlina. O godzinie piątej rano dnia 2 maja do wiaduktu na Charlottenburger Chaussee przy skrzyżowaniu Hofjägerallee przybędzie delegacja niemiecka z białą flagą celem omówienia warunków kapitulacji Berlina. Prosimy o przerwanie ognia i wysłanie przedstawicieli dowództwa wojsk sowieckich”.

Porucznik Flis z radości wyściskał się z radiotelegrafistami i pobiegł z dobrą nowiną do dowódcy, lecz zmęczony kpt. Wacław Zalewski przyjął rewelację zaskakująco chłodno. Ostudził radość młodego oficera: „To może jeszcze potrwać kilka dni, idź spać”. Oficjalna wiadomość o kapitulacji Berlina dotarła do żołnierzy polskich o siódmej rano, ale to jeszcze nie zakończyło walk, jak przewidział kpt. Zalewski, trwały niemal przez cały dzień.

Lecz na zdobytych przez Polaków budynkach – na Tiergarten, Politechnice Berlińskiej oraz na Siegessäule (Kolumnie Zwycięstwa) i Bramie Brandenburskiej – łopotały już od świtu biało-czerwone flagi. Jako pierwsi polski sztandar w Berlinie mieli zawiesić żołnierze 7. baterii 1. Pułku Artylerii Lekkiej pod dowództwem podporucznika Mikołaja Troickiego. Byli to zwiadowcy, którzy pojawili się niedaleko Kolumny Zwycięstwa około trzeciej nad ranem 2 maja.

Czytaj też: Ocalali odrzuceni. Kłopoty Żydów nie ustały z końcem wojny. O tym jest wystawa w Polin

„Nasze oddziały pancerne na ulicach Berlina”, czyli polski desant na sowieckim Shermanie. Zdjęcie z „Żołnierza Polskiego”, 1946 r.Polityka„Nasze oddziały pancerne na ulicach Berlina”, czyli polski desant na sowieckim Shermanie. Zdjęcie z „Żołnierza Polskiego”, 1946 r.

Tragedie i radości

Porucznik Flis i jego żołnierze rano 2 maja dotarli jako desant na sowieckich czołgach do Bramy Brandenburskiej. Obowiązywało już zawieszenie broni i mijali kolumnę jeńców niemieckich, ale wciąż było słychać kanonadę i ginęli ludzie. Dosłownie na kilka minut przed zakończeniem walki potknął się o jakieś żelastwo na bruku dowódca 6. kompanii por. Aleksander Woronicki i wpadł prosto pod gąsienice sowieckiego T-34. Nim żołnierze zdążyli ochłonąć po tej tragedii, tuż przed Bramą Brandenburską zaczęły rozrywać się pociski. To dwie Pantery i kilka transporterów opancerzonych starało się wyrwać z okrążonego Reichstagu. Wozy zostały rozbite i w niebo poszły zielone rakiety – umówiony znak dla czerwonoarmistów, że teren został oczyszczony z nieprzyjaciela.

Za chwilę z drugiej strony Bramy wyłonili się sowieccy żołnierze i zaczęło się świętowanie. Tak wspominał tę chwilę porucznik Flis: „Dziko wyglądało to wojsko – wymęczone, oberwane i brudne. My też nie byliśmy od nich ani o jotę lepsi czy bardziej cywilizowani. Wojna zrównała wszystkich. (...) Rozejrzałem się wokół. Nad Reichstagiem powiewa czerwona flaga. Biało-czerwone widzę dwie – na Bramie Brandenburskiej i Kolumnie Zwycięstwa. Wiem także, że biało-czerwone flagi zawieszono nad dworcem Tiergarsten i na politechnice. Do Reichstagu jest około dwustu metrów. Trudno sobie odmówić satysfakcji, aby choć na moment tam nie wpaść. Obejrzeliśmy kolumnadę i kamienne schody prowadzące do tego gmaszyska. Każdy usiłował znaleźć miejsce na kolumnach czy ścianach i wpisać tam swoje nazwisko, datę i godzinę bytności. Ja też pozostawiłem tam swój ślad, wpisany kawałkiem tynku”.

Radość mieszała się z potwornym zmęczeniem. Taką mieszankę nastrojów weterani przeżywali po wcześniejszych „maszynkach do mięsa”, jak na froncie wschodnim nazywało się bitwy, w których ginęły tysiące żołnierzy. Tak było m.in. na Wale Pomorskim, podczas zdobywania Kołobrzegu, forsowania Odry i pod Budziszynem. Po zdobyciu Berlina i ogłoszeniu kilka dni później bezwarunkowej kapitulacji III Rzeszy do radości i zmęczenia doszło uczucie niepokoju ogniskujące się w pytaniu: „co dalej?”. Rodziny wielu żołnierzy pozostawały na terytorium Związku Sowieckiego, ich domy Sowieci odcięli granicznym kordonem. Byli też tacy, którzy widząc Amerykanów i Brytyjczyków po drugiej stronie Łaby, liczyli, że niedługo ruszą oni, by tym razem rozprawić się ze Stalinem, a wtedy wielu z polskiego wojska przejdzie na ich stronę…

Czytaj też: Kto gotuje, ten żyje. W czasach okupacji jedzono, co się da. Najgorszy był chleb

Zdobywcy czy wyzwoliciele

Nadzieje całkiem podobne do tych, które przeżywali ich koledzy, a często krewni, gdy udało im się wyrwać z nieludzkiej ziemi z armią gen. Andersa w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie. Uczucie triumfu i radości – zarówno u polskich żołnierzy na froncie zachodnim, jak i wschodnim – szybko zastąpiły niepewność i gorycz wobec faktu, że Polska dostała się pod sowieckie dyktando.

Symptomatyczne pod tym względem są przeżycia płk. Dybowskiego, który tak wspominał swój powrót „zwycięzcy” z Berlina: „Po chwili euforii końcem wojny pokazało się, w jakiej jesteśmy sytuacji. Sowieci tak obładowali samoloty trofeami wojennymi, że w kabinach nie było miejsca dla nas, strzelców pokładowych i w przytłaczającej większości Polaków. Kazano nam wracać do kraju transportem kołowym. Kiedy jechałem ciężarówką, na własne oczy zobaczyłem okropności tej wojny – niepogrzebane zwłoki żołnierzy i cywilów na poboczach, czasem widać było na nich ślady okrucieństw zwycięzców… Zwęglone zwłoki pancerniaków między rozbitymi wrakami czołgów, martwe konie – a wszystko to rozkładające się w majowym słońcu i ogryzane przez bezpańskie psy i stada ptactwa. Horror…”.

Odsłonięcie Pomnika Polskich Wyzwolicieli na terenie Politechniki Berlińskiej 1 września 2020 r. W środku w mundurze stoi płk Józef Koleśnicki, uczestnik szturmu Berlina w maju 1945 r. Fot. Gabriele Senft, dzięki uprzejmości Kamila Majchrzaka.PolitykaOdsłonięcie Pomnika Polskich Wyzwolicieli na terenie Politechniki Berlińskiej 1 września 2020 r. W środku w mundurze stoi płk Józef Koleśnicki, uczestnik szturmu Berlina w maju 1945 r. Fot. Gabriele Senft, dzięki uprzejmości Kamila Majchrzaka.

Ze względu na powyższe tym bardziej powinniśmy pamiętać o polskich zdobywcach, a raczej wyzwolicielach, bo tak ich nazywają dziś sami berlińczycy – wyzwolicielach od faszyzmu. W 2020 r. na terenie Politechniki Berlińskiej odsłonięto Pomnik Polskich Wyzwolicieli. Wprzęgnięci w sowiecką machinę wojenną, nie walczyli i nie ginęli za Stalina, tylko mieli nadzieję na życie w Polsce – wolnej, a może lepszej niż ta przedwojenna. To ich łączyło z żołnierzami polskimi na Zachodzie. Dziś obok budynków Politechniki Berlińskiej w dzielnicy Charlottenburg stoi pomnik wdzięczności polskim żołnierzom biorącym udział w wyzwoleniu Berlina w 1945 r. Ma kształt flagi.

W tekście wykorzystano fragmenty wywiadów autora z weteranami walk o Berlin, zamieszczonych m.in. w jego książce „Piętnaście sekund. Żołnierze polscy na froncie wschodnim”.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Śledztwo „Polityki”. Białoruska opozycjonistka nagle zniknęła. Badamy kolejne tropy

Anżelika Mielnikawa, ważna białoruska opozycjonistka, obywatelka Polski, zaginęła. W lutym poleciała do Londynu. Tam ślad się urwał. Udało nam się ustalić, co stało się dalej.

Paweł Reszka, Timur Olevsky, Evgenia Tamarchenko
06.05.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną