W marcu rządzący już 25 lat Władimir Putin otwierał na Kremlu szampana, bo Donald Trump na oczach całego świata upokorzył Wołodymyra Zełenskiego. A na Zachodzie wróżono, że przed Wielkanocą dojdzie do zawieszenia broni w Ukrainie i 9 maja Trump przyleci do Moskwy na 80. rocznicę alianckiego zwycięstwa nad III Rzeszą. Sprawa miała być prosta, skoro Amerykaninowi zależy na Pokojowej Nagrodzie Nobla, a jeszcze bardziej na odciągnięciu Moskwy od Pekinu. A wspólna fotka z Putinem byłaby dowodem zawarcia dealu czy sdiełki.
Nic z tej baśni nie wyszło. Putin nie jest mirotwórcą – zwiastunem pokoju. Przez 20 lat prowadzi wojny – w Czeczenii, Afryce i Ukrainie. Zignorował ustępstwa Trumpa. Zatem na paradę zwycięstwa do Moskwy przybędzie niepełne grono szefów państw: prezydent Chin, wódz Korei Północnej, delegacje z Iranu i kilku krajów BRICS. Zapowiedzieli się też Beniamin Netanjahu i Robert Fico, ale Viktor Orbán się wycofał.
9 maja to główne święto dzisiejszej Rosji, ważniejsze niż 4 listopada – Dzień Jedności upamiętniający wygnanie Polaków i Litwinów z Kremla w 1612 r. Nie zawsze tak było.
Dzieje 9 maja
Zarówno w ZSRR, jak i po jego rozpadzie 9 maja miał osobliwą historię. Jej uwerturą było przeprowadzenie ulicami Moskwy 17 czerwca 1944 r. 57 600 obdartych i brudnych niemieckich jeńców wojennych zgarniętych na Białorusi po klęsce Armii Środek. Wygłodzonym dano nad ranem wodę i chleb ze smalcem, co u wielu spowodowało biegunkę. Po czym polewaczki ostentacyjnie zmywały po nich ulice… Widowisko było adresowane nie tylko do moskwian, ale i do zachodnich aliantów, którzy wprawdzie niedawno wylądowali w Normandii, ale jeszcze nie wyzwolili Paryża.
Na zachodzie Niemcy skapitulowali 7 maja 1945 r. w Reims, a w Berlinie w nocy z 8 na 9 maja.