Zbrojenia last minute
Zbrojenia last minute: tak II RP szykowała się do wojny. Sprzęt miał wartość złomu
Był wieczór 7 marca 1936 r. „»Tym razem sprawa jest poważna« – powiedział minister, witając mnie w ciemnawym salonie, którego widok przypominał mi potem zawsze ową historyczną rozmowę” – wspominał spotkanie z Józefem Beckiem ówczesny ambasador Francji w Warszawie Leon Noël. Polski minister spraw zagranicznych zjawił się u niego wkrótce po radiowej transmisji przemówienia Adolfa Hitlera. Führer oznajmił w Reichstagu, że odrzuca część postanowień traktatu wersalskiego, które narzucały Niemcom demilitaryzację Nadrenii. Gdy to mówił, 19 niemieckich batalionów wmaszerowało na wspomniane ziemie.
W Warszawie spodziewano się, że Francja odpowie zbrojną interwencją. „Beck zwrócił się do mnie w uroczystej formie, prosząc, abym zakomunikował swemu rządowi, w jego imieniu i w imieniu najwyższych władz państwowych polskich, co następuje: wobec tego, co zaszło, Polska pragnie zapewnić Francję, że w konkretnym wypadku pozostanie wierna swoim zobowiązaniom sojuszniczym” – relacjonował Noël w pamiętniku „Agresja niemiecka na Polskę”. Jednak w Paryżu na czele rządu stał mierny polityk Albert Sarraut, wywodzący się z Partii Radykalnej. Na dokładkę w połowie kwietnia miały się odbyć we Francji wybory, a Wielka Brytania nie wyrażała chęci udziału w interwencji zbrojnej w Nadrenii. Sarraut zdecydował więc, że Hitler nie poniesie konsekwencji. To źle wróżyło Polsce.
Narada na Zamku
Wejście wojsk niemieckich do Nadrenii nie oznaczało, że w Warszawie zaczęto się obawiać najazdu ze strony III Rzeszy. Obowiązywała podpisana dwa lata wcześniej polsko-niemiecka deklaracja o niestosowaniu przemocy, a sanacyjne elity żyły złudzeniem, że Hitler jest życzliwy Polakom. Aż do końca 1938 r. Sztab Główny prace planistyczne skupiał na przygotowaniach do wojny ze Związkiem Radzieckim.