Felieton ukazał się w tygodniku POLITYKA 26 lipca 2003 r.
Spotykając przeciwników Unii, którzy chętnie straszą odebraniem nam tożsamości, staram się zastanowić, o co w tym chodzi. Wydaje mi się, że w narodowym wymiarze problem już został rozpoznany. Tożsamość obejmuje zespół cech zarówno pozytywnych, które pragniemy zachować, jak tych niedobrych, których warto się pozbyć. Niestety, najczęściej są one sprzężone, więc te dobre zazwyczaj mają swoje złe dopełnienie: fantazja z łatwością przekształca się w szarżę, nieodpowiedzialność czy wariactwo, umiłowanie wolności i poczucie własnej godności bez trudu manifestują się jako skłonność do anarchii czy warcholstwa.
Obok tożsamości zbiorowej istnieje także tożsamość osobista i ta najwyraźniej się objawia w naszych paszportach czy podaniach o wizę, kiedy musimy postawić krzyżyk przesądzając, jaką deklarujemy płeć. Dla większości ludzi sprawa jest bezproblemowa, ale w czasach wolności to mniejszości zaprzątają swymi problemami uwagę pozostałych. I tak tożsamość płciowa dla niektórych jawi się jako problem, którym muszą zaprzątać uwagę prawodawców, ponieważ ci przewidzieli tylko rozwiązania większościowe, natomiast bywa, że mniejszość na podstawie jakiegoś nieporządku w genach (a więc nie z własnej woli i bez winy) czuje się niewygodnie w swojej skórze, czyli w swoim przypisaniu i stara się z pomocą medycyny zmienić ten stan rzeczy. Medycyna wyprzedza dziś prawo. Ludzie, którym przyszło płeć odmienić, przechodzą gehennę w urzędach, ponieważ procedura zmiany płci jest ogromnie uciążliwa i towarzyszy jej aura chichotów, niedowierzania, które dla podmiotu na starcie swej nowej tożsamości muszą być szczególnie dolegliwe.
Konsul jednego z unijnych krajów pracując w zachodniej Europie opowiadał mi przed paru laty o swej bezradności wobec faktu, że ktoś wyjeżdżał z paszportem, najczęściej do Casablanki, rejestrowany jako mężczyzna, a wracał jako kobieta i utykał na granicy wzywając pomocy konsula. Ten musiał poświadczyć, że zatrzymana kobieta jest tożsama z niedawnym mężczyzną, który w trakcie operacji przestał istnieć, dając początek istnieniu owej pani.
Tożsamość płciowa musi mieć związek z jakimiś głębokimi pokładami naszej podświadomości, bo każda anomalia czy też osobliwość w tej dziedzinie budzi w najlepszym wypadku chichot, a częściej agresję.
W filozoficznym wymiarze przymierzamy się już powoli do rozmyślań o tożsamości ludzi, którym będzie przeszczepiona głowa, a tymczasem nie mamy jasnego poglądu, czy człowiek po zmianie płci odpowiada na przykład za czyny popełnione w poprzednim wcieleniu, skoro wiadomo, że uległ odmianie cały jego system hormonalny, a to on jest odpowiedzialny za emocje, które leżą często u podłoża rozmaitych przestępstw. Jeśli poważną okolicznością łagodzącą może być w sądzie stan emocjonalny w wypadku czynów popełnionych w afekcie, to nie wiem, czy człowiek musi odpowiadać za efekty afektów minionych w poprzednim wcieleniu, kiedy był jeszcze mężczyzną, a dzisiaj jest już kobietą (lub odwrotnie). Nadmierna wyrozumiałość mogłaby z drugiej strony grozić tym, że niebezpieczny przestępca, aby uniknąć więzienia, postanowi zmienić się w niewiastę (albo niewiasta w mężczyznę).
W płaszczyźnie najdalszej od wszelkiej filozofii przypomina mi się opowiadanie konsula o pewnej Włoszce, która wyszła za Niemca i brała ślub w swoim kraju, gdzie urzędnik merostwa czy gminy bezmyślnie wpisał jej do paszportu razem z nazwiskiem męża jego tytuł hrabiowski, który w Niemczech od pierwszej wojny światowej stanowi integralną część nazwiska. Gdy kobieta wróciła do Niemiec (a było to jeszcze przed układem w Schengen i obowiązywała kontrola na granicy), oficer służb granicznych uznał, że ma do czynienia z małżeństwem dwóch osób płci nieodmiennej, z których jedna przeszła operację i wprawdzie wygląda na kobietę, ale w świetle prawa jest hrabią, podobnie zresztą jak jej ślubny mąż.
W Kalifornii przed paru laty podjęto publiczną debatę, czy za operację, której celem jest zmiana tożsamości, ubezpieczenie winno zwracać koszty. Opinia publiczna była podzielona między tych, którzy uznali, że jest to wymóg wolności – pozwolić każdemu decydować, do jakiej płci należy, a tych, którzy utrzymywali, że to fanaberia i należy pogodzić się z tożsamością, jaką zewnętrznie człowiek nosi. W całej debacie było sporo emocji, ale niewiele wiedzy, bo przecież bardzo rzadko spotykamy w naszym życiu ludzi, którym genetyka spłatała tragicznego figla dając im świadomość jednej płci, a ciało drugiej, przy czym, jak twierdzą lekarze, podział nigdy nie jest całkiem ostry i dla samego podmiotu zrozumiały (stąd też pojawiają się czasami przypadki powrotu do płci porzuconej). Materia licznych komedii przy bliższym spotkaniu nie jest śmieszna.