Klasyki Polityki

Barbarzyńcy w preambule

Gdyby, co nie grozi, ktoś mnie pytał o radę, wpisałbym do preambuły przede wszystkim barbarzyńców.

Felieton ukazał się w tygodniku POLITYKA 9 sierpnia 2003 r.

Około roku 65 p.n.e. wódz Swebów Ariowist przeprawia się przez Ren, opanowuje tereny dzisiejszej Alzacji i zaczyna ją systematycznie kolonizować osadnikami germańskimi. Przerażony Rzym uznaje zabór i nadaje nawet Ariowistowi tytuł „zaprzyjaźnionego króla”. Dopiero siedem lat później Juliusz Cezar odepchnie Swebów do ich dawnych siedzib. Z kolei Rzymianie przekraczają rzekę. Nie na długo. W 9 r. n.e. Cheruskowie pod wodzą Arminiusza wycinają w pień legię Warusa. Ginie około dwudziestu tysięcy żołnierzy Cesarstwa. Jest to zdarzenie warte poważnego zastanowienia. Stronniczy historycy rzymscy podkreślać będą oczywiście, że sam Arminiusz odebrał ekwickie wykształcenie wojskowe i służył wcześniej w legiach. Jakby to cokolwiek wyjaśniało. Znacznie ważniejszym bowiem faktem wydaje się, iż jego Cheruskowie umieli w pełnej tajemnicy skoncentrować w jednym miejscu wielotysięczne wojska, zapewnić im aprowizację, łączność i wywiad, a w końcu przemóc doborowe jednostki rzymskie w starciu wręcz. Nie bardzo to odpowiada filmowym wizjom półnagich barbarzyńców pędzących luźnymi kupami i wymachujących maczugami.

Przypominam o tym na marginesie ostatnich sporów nad preambułą do konstytucji europejskiej, kiedy to proponowano odwołanie się do źródeł chrześcijańskich, judeochrześcijańskich, grecko-rzymskich, zaś Giscard d'Estaing zaproponował nawet, ku absolutnej grozie i panice nadwiślańskich polityków, filozofów oświeceniowych. O barbarzyńcach nie wspomniał nikt. Tymczasem, nie wdając się w dyskusje o procentach i proporcjach, zawdzięcza im dzisiejsza Europa na pewno nie mniej niż zgłoszonym kandydatom. Ustrój feudalny w Europie oparty był w znacznie większym stopniu na wzorcach barbarzyńskich niż antycznych. Kiedy po wiekach w wyniku naturalnej erozji i rewolucyjnych wstrząsów wyłoniła się z niego współczesna demokracja, nie miała ona doprawdy wiele wspólnego z pamięcią niewolniczej demokracji Republiki Rzymskiej. Cóż dopiero mówić o organizacji wojskowej. Niemal wszystkie reguły obowiązujące rycerstwo średniowieczne, acz uperfumowane chrześcijaństwem, przeniesione są żywcem z tradycji celtyckiej i germańskiej. Kiedy na dziedzińcu książąt mazowieckich stają przeciw sobie na sąd Boży młody Zbyszko z Bogdańca i złowrogi Rotgier, żeby w starciu zbrojnym rozstrzygnąć o świętej prawdzie faktów, cóż to jest innego niż powtórzenie odwiecznego rytuału praprzodków z rogami na hełmach. Kiedy z kolei tenże Zbyszko ślubuje Danuśce, że jej pawie czuby z krzyżackich łbów pozdziera, odwołuje się do równie barbarzyńskiego i pogańskiego zwyczaju celtyckiego. A kiedy wreszcie stryjo Zbyszkowy mści się krwawo na komturze Kunonie Lichtensteinie, jesteśmy już całkiem na kartach „Pieśni Nibelungów”. „Oczy komtura wyszły z przerażenia na wierzch. – Daruj! – jęknął wyrzucając ślinę i pianę ustami. – Nie! – odpowiedział nieubłagany Maćko. I przyłożywszy mizerykordię do szyi przeciwnika pchnął dwukrotnie...”. Gdyby zresztą był Maćko litościwszy i za okup wypuścił Lichtensteina na parol, także nie uciekłby od zwyczaju rodem z markomańskich (nie mylić z narkomańskimi) puszcz. Również i my płowowłosi Słowianie, a nawet ściślej Lechici, mielibyśmy się czym pochwalić. Otóż według profesora Zdzisława Szulca skrzypce pochodzą ze wsi polskiej, gdzie ich obecność została udokumentowana już w połowie XV w., czyli ponad pół wieku wcześniej niż we Włoszech, co wyklucza oczywiście wszelką rzymską parantelę, wskazuje natomiast jednoznacznie, że i Janko Muzykant powinien znaleźć w preambule należne miejsce.

Aco by z nas zostało bez Orientu? Nie zająkniemy się nawet o takich banałach jak cyfry arabskie czy tulipany, ale szachy? Jak by wyglądała cywilizacja europejska bez szachów? Grali w szachy średniowieczni cystersi co, uwaga!, „uczyło ich jasności myślenia i bojaźni bożej”, lubowało się w nich rycerstwo. Szachownica świętego Ludwika ze złota, kryształu i bursztynu stanowi jeden z najwspanialszych zabytków francuskich. Do tego „chińczyk”, jak sama nazwa wskazuje, kości i karty do gry też ze Wschodu. I cóż by Europa robiła bez Orientu w długie zimowe wieczory, kiedy na dworze mróz, a uniesiony przenikliwym wiatrem śnieg zacina w okiennice? Ameryka, choć tak stosunkowo niedawno odkryta, też ma prawo wtrącić swoje trzy grosze. Mniejsza już o kartofle, acz trudno wyobrazić sobie Rzeczpospolitą bez placków ziemniaczanych, Belgię bez frytek, a Niemcy pozbawione Kartoffelsalat. Gdziekolwiek się jednak w Europie pojedzie – do Zurychu, Turynu, Wiednia, Brukseli czy Bliklego, wszyscy nie tylko szczycą się swoimi czekoladkami, lecz zgoła przedstawiają je jako podstawowy element lokalnej tożsamości, która bez niego zostałaby osłabiona, jeśliby w ogóle nie zanikła. A co kazano w okresie międzywojennym zbierać dzieciom, żeby mogły wysłać do przyszłych polskich kolonii w prezencie ze Starego Kontynentu? – Ależ błyszczące papierki z czekoladek oczywiście, bo cóż może być bardziej europejskiego?

Gdyby, co nie grozi, ktoś mnie pytał o radę, wpisałbym do preambuły przede wszystkim barbarzyńców. A to z trzech kapitalnych i merytorycznych powodów. Po pierwsze nie ma piękniejszej liryki miłosnej niż wyrastająca z tradycji celtyckiej opowieść o „Tristanie i Izoldzie”. Po drugie to barbarzyńcy właśnie wypracowali wszystkie najlepsze wędliny. Kiełbasy galijskie i germańskie – jak pisze Marie Duval – zachwycały Rzymian. Boczek sprowadzano na stoły Cesarstwa zza Renu, z szynki słynęła Alzacja (to pewnie dlatego Juliusz Cezar nie zostawił Ariowista w spokoju), polędwica wyrobu Istweonów, Ubiów w szczególności, nie miała sobie równej w całym Imperium, roladami mięsnymi szczycili się Burgundowie. Po trzecie dowiedzione jest ponad wszelką wątpliwość, iż pierzyna z ptasiego pierza jest wynalazkiem Normanów. Cóż jest zaś w życiu piękniejszego, niż najeść się, pokochać i wyspać. Z preambułą albo i bez niej.

Felieton ten dedykuję uroczej i wspaniałej Annie Napiórkowskiej, która opieprzyła mnie, że wokół tyle gorących tematów, a ja uciekam w eskapizmy. Obiecałem jej poprawę i niniejszym dotrzymuję. Dyskusja nad proponowaną konstytucją Unii Europejskiej jest dzisiaj na porządku dnia. Bierze w niej udział rząd polski. Wziąłem więc i ja. Chwyciłem byka aktualności za rogi.

Polityka 32.2003 (2413) z dnia 09.08.2003; Stomma; s. 90
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama