Klasyki Polityki

O zdrowiu

Komentarz do wydarzeń w Gruzji opowiedziała mi właśnie przed chwilą 86-letnia sąsiadka.

Felieton ukazał się w tygodniku POLITYKA 29 listopada 2008 r.

W domu to było u nas przy okazji jakiejś kolacji imieninowej. Anegdoty, wspominki. Stryj opowiadał o zdarzeniu z czasów okupacji, a że barwnie opowiadał, niczym rejent Bolesta, właściciel psa Kusego, więc słuchaliśmy go chętnie. Było o tym, jak szli przez bagna, po pas w wodzie, karabiny nad głowami. Lato, południe. Bąki tylko żarły po karkach i nagle dowódca uciszył ich gestem. Stanęli. Gdzieś daleko słychać było wyraźnie, że zaszczekał… Tu stryj przerwał, bo ktoś niecierpliwy podniósł kieliszek i krzyknął: zdrowie solenizanta! Wszyscy wypili, stryj też wypił i wrócił do przerwanego opowiadania, ale że zakąsił, więc znów przerwał w tym samym miejscu: „gdzieś wyraźnie zaszczekał…”, bo mu kiełbasa w gardle przeszkodziła. Przeczekaliśmy, aż przełknie. – To na czym przerwałem? – zapytał. – Że gdzieś z daleka pies zaszczekał – przypomniała mu stryjna. Mąż popatrzył na nią z wyrzutem: – Pies? Jaki tam pies. Gdzieś z daleka wyraźnie zaszczekał niemiecki cekaem…

Wspominam to, bo stryjna przygarnęła potem owczarka niemieckiego, bardzo zresztą szczekliwego, którego na złość stryjowi nazwała Cekaem. Nie twierdzę, że w Gruzji szczekał pies. Nasz prezydent słyszał serie z kałasznikowów i rosyjskie rozmowy. Więc oficjalnie ogłosił światu, że strzelali rosyjscy żołnierze.

Komentarz do wydarzeń w Gruzji opowiedziała mi właśnie przed chwilą 86-letnia sąsiadka: – Dawnowato to było i cłowiek już przywykszy, ale cierpko na duszy, bo mogły żyć wszystkie i brat też. To w czterdziestym czwartym Niemcy byli przegonione, a tu bolszewicy przyśli i swoje prawo wprowadziły. Okrutnie było. Brat wracał z dwoma z wioski, od jeziora sli z rybą, bo i dla domu, i partyzantów trzeba było mieć. Bo przecież bolszewik wiedział z germańskich papierów, co gestapo im zostawiło, gdzie kto mieszka, kto wykształcenie ma, kto do partyzantów chodził. I brali jak za Niemca, tak i potem Ruskie tak samo. Na Sybir albo w lesie zabijali i do dołów. No i ci tak trzech od jeziora idą, a brat jakąści gałązkę z ziemi podniósł z takim zakrzywieniem. I jak rewolwer, tak dla humoru, dla śmiechu gałązkę w kolegę wycelował i po rusku krzyknął: Ruki wierch! A tu z lasu strzały i brat, i tych dwóch trupy na miejscu. Polscy partyzanty mowę ruską usłyszały, to ruskich rozwaliły…

Jak było w Gruzji – nie wiem. I pewnie się nie dowiemy wszystkiego, ale jeśli prezydent Saakaszwili rzeczywiście chciał naszemu prezydentowi pokazać, że Rosja się nie stosuje do zawartych międzynarodowych umów i ustaleń nie respektuje, to z kimś takim nawet na wódkę do baru strach wstąpić. Bo niby skąd można wiedzieć, że nie będzie miał potrzeby zademonstrować, jak niektórzy prorosyjsko nastawieni właściciele knajp dolewają gościom trutkę do kieliszków.

Prezydent jest cały i zdrowy. Taki komentarz usłyszeliśmy od prezydenckiego ministra Michała Kamińskiego. No nie wiem, jak powinniśmy traktować to oświadczenie. Jeśli prezydent dużego państwa europejskiego wyjeżdża z oficjalną wizytą do kraju ogarniętego wojną (nazywajmy rzeczy po imieniu), i to wojną pełzającą, niby wygaszoną, a w dodatku i domową, i z przepotężnym wrogim sąsiadem – to taka podróż raczej do bezpiecznych nie należy. W czasie tej podróży prezydent zgadza się na zmianę trasy przejazdu, wykazując po prostu szaleńczą odwagę. Gdy jednak w środku ciemnej nocy, na tej zmienionej trasie, w miejscu nieznanym, nasz prezydent wysiada z samochodu, bo – jak się dowiedział od gospodarza – właśnie pójdą coś zobaczyć…

Nie wiem, czy minister Michał Kamiński jest w dalszym ciągu odpowiedzialny za wizerunek prezydenta. Skoro pojechał z nim do Gruzji, to chyba jest. Wizerunek wizerunkiem, ale kto dba o życie prezydenta? Przecież w zdaniu „prezydent jest cały i zdrowy” słychać wyraźnie łoskot kamienia, który spadł ministrowi z serca. A całe to wydarzenie było po prostu chore.

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Dzieci najczęściej umierają w nocy, boją się naszego lęku. „Płaczę, gdy wracam z dyżuru do domu”

Rozmowa z dr Katarzyną Żak-Jasińską, pediatrą zajmującą się opieką paliatywną, o przeżywaniu ostatnich chwil z dziećmi i szukaniu drogi powrotu do życia po ich stracie.

Paweł Walewski
22.04.2025
Reklama