Klasyki Polityki

Domniemania

Każdy argument jest dobry, żeby orżnąć jeleni.

Felieton ukazał się w tygodniku POLITYKA 6 grudnia 2003 r.

Zajeździliśmy z Basią samochód, trzeba kupić nowy. Rynek motoryzacyjny przeżywa kryzys, więc też klient jest odpowiednio dopieszczany. Siadamy w sklepie firmowym Citroëna, dyskutujemy ze specjalistą, oglądamy prospekty. Kawka, papieros, jeśli się zechce to i wino na tacy. Okazuje się, że nasz rozmówca ma polskie powiązania rodzinne – babcia po kądzieli spod Piotrkowa Trybunalskiego i szwagier. Umie nawet powiedzieć „żężobry” i „kolera”. Chciałby się wybrać do Rzeczypospolitej, ale nie zna niestety oferty turystycznej. Zaczynamy doradzać. Roztaczamy miraże Mazur, ziemi sądeckiej, Chałup (welcome to, jak zachęcał Wodecki), polecamy, zachęcamy. To państwo często jeżdżą do Polski? – pyta w pewnym momencie. – Owszem, dość często. – Samochodem? – Jeśli z dziećmi, to oczywiście samochodem, czyli na przykład na wakacje regularnie. Życzliwy facet zasępia się. Niestety, w takim razie niech państwo raczej zrezygnują z tego modelu, który tak się wam podoba. – Niby dlaczego? – Bo tam mają teraz dolewać roślinnego świństwa do paliw i ten silnik nie wytrzyma. Lepiej coś toporniejszego. Gdyby w tym momencie zaproponował mi coś droższego, sprawa byłaby jasna. Każdy argument jest dobry, żeby orżnąć jeleni. Jednakże nowa propozycja jest tańsza. Gość się o nas naprawdę troszczy.

W zeszłym tygodniu prezydent Aleksander Kwaśniewski podpisał ustawę o obowiązkowym dolewaniu biokomponentów do paliw. Nie wiem, znawcy są w tym względzie podzieleni, czy zarzepaczona benzyna rzeczywiście zaszkodzi silnikowi mojego samochodu. Mam jednak prawo żywić takie obawy. Uzasadnione, gdyż jednak znaczna część ekspertów przestrzega. Może się mylą, może nie. Dla swojego świętego spokoju, dobrego samopoczucia, a choćby i fantazji chciałbym jednak móc wlać do zbiornika ciecz bez pięciu procent brassica napus. Nie mogę. Brudzenie benzyny biokomponentami jest bowiem obowiązkowe. Na zdrowy rozum, gdyby miało być błogosławieństwem, to nie trzeba byłoby zmuszać. Dosyć to podejrzane. W każdym razie moje wolnorynkowe prawo do swobodnego wyboru ma ustawodawca z tyłu poniżej pasa.

Jeszcze niedawno prezydent Aleksander Kwaśniewski wetował ustawę o obowiązkowym dolewaniu biokomponentów do paliw. Dlaczego wetował? Otóż dlatego, że odbierała ona użytkownikom stacji benzynowych prawo wolnego wyboru. A niby co się zmieniło? Jaka jest merytoryczna różnica między dwiema wersjami dyktatu? Nie ma żadnej! Czyż można się dziwić, że rodzi się wtedy nieprzyjemne pytanie: jeżeli kubek w kubek to samo zarządzenie pan prezydent raz wetuje, a raz akceptuje, to co wpłynęło na jego decyzję. Przecież nie interes przeciętnego, zwykłego posiadacza dwuśladu. A skoro nie o nas chodziło, to o co? Widocznie nie możemy się powstrzymać od domniemywania, gdyż nie mamy logicznej alternatywy, zmienił się jakiś układzik z PSL, ktoś, kto ma skorzystać, poszedł w górę, jakaś kombinacja polityczna zmieniła olej w ambrozję. Kosztem naszych praw i ewentualnie silników.

Przyjeżdżam do Warszawy. Korki przeraźliwe, przyjaciel obwozi mnie przez jakieś peryferie. Wstąpił do piekieł, po drodze mu było. Jakaś estakada znowu się urwała? Bush niespodziewanie przyjechał? Nie, po prostu strajkują taksówkarze. Mój Boże, pamiętam noce zmarzniętych kolejek do taksówki na siekanych deszczem i przenikliwym wiatrem pustych postojach. Dawno to było. Od wielu lat mam z taksówkarzami polskimi tylko jak najlepsze relacje. Telefon, miły standardowy głos, zamówienie, punktualna gablota. Bodaj tylko raz zdarzyło się spóźnienie. Z zasady są przed czasem. Kiedy potrzebowałem rachunku – proszę bardzo. Ale widocznie za fajnie było. Nie dość, że w Warszawie wsadzono Parysa na – na chwilę – obertaksówkarza, to jeszcze jakaś tęga głowa na górze wymyśliła obowiązkowe (znowu!) do wmontowania w taksówkach kasy fiskalne. Powiedzmy sobie od razu. Dotychczasowy taksometr, jak mówią taksówkarze, spełnia wszystkie istotne, w tym fiskalne, funkcje takiej kasy. Nie narzucają też takowego urządzenia żadne dyspozycje europejskie. Kasa fiskalna to radosny wymysł urzędniczy. Kropka. Biurokrata ma oczywiście prawo do swoich fanaberii. Taksówkarzom jednak pomysł się nie spodobał. I dlatego, że nowe zwierzę jest mniej poręczne od dotychczasowej maszynki, i dlatego, że musieliby wydać na nie znaczącą ilość pieniędzy. Zaczęli więc protestować.

I znowu rodzą się uprawnione domniemania. Dlaczego mam niby nie wierzyć odwożącemu mnie na lotnisko taksówkarzowi, że pewne wysoko postawione osoby (padają nazwiska) poinformowane o planowanym zarządzeniu, albo wręcz je spowodowawszy, zainwestowały w kasy fiskalne i teraz muszą je upłynnić. Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to wiadomo, że chodzi o pieniądze. Taksówkarze są, jako się rzekło, na tyle małą grupą zawodową, że jej opór można złamać, wystarczająco jednak dużą, żeby można było na niej niezły grosz zarobić. Spiskowa to wizja świata? Zapewne, czy jednak na tyle nieprawdopodobna, żeby domniemania jawiły się absurdalne? W tej mierze byłbym już bardzo ostrożny.

Ileż łez krokodylich wylewa się nad tym, że społeczeństwo traci resztki zaufania do polityków, że postrzega ich jako reprezentantów klikowych interesów, którym troski szarych ludzi są najzupełniej obojętne. Cóż się jednak robi, żeby było inaczej? To tylko przykłady. Co by to szkodziło, gdyby ktoś wytłumaczył mi jasno: dlaczego ustawa o biopaliwach uderzała w moje prawa, a teraz nagle nie uderza. Albo: po co komu kasy fiskalne? Chyba że spokojnie wytłumaczyć się tego nie da. No, ale wtedy kółko jakby się zamykało.

PS: Telewizja doniosła, że jacyś zdenerwowani obywatele zachęcają w Internecie do fałszywych wezwań taksówek, których kierowcy dzwoniąc potem do zamawiającego usłyszą „strajk klientów”. Wyjątkowo to obrzydliwe. Opisywałem kiedyś w „Polityce”, jak podczas francuskich strajków kolei znękani pasażerowie starali się znosić trudności z uśmiechem. Jest to kwestia elementarnej solidarności społecznej. Kiedyś ty durny „kliencie” będziesz ofiarą urzędniczego idiotyzmu. Życzę ci wtedy odpowiednich figli.

Polityka 49.2003 (2430) z dnia 06.12.2003; Stomma; s. 106
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Radosław Sikorski dla „Polityki”: Świat nie idzie w dobrą stronę. Ale Putin tej wojny nie wygrywa

PiS wyobraża sobie, że przez solidarność ideologiczną z USA Polska może być takim Izraelem nad Wisłą. Że cała Europa będzie uwikłana w wojnę handlową ze Stanami Zjednoczonymi, a Polska jako jedyna traktowana wyjątkowo przez Waszyngton. To jest ryzykowne założenie – mówi w rozmowie z „Polityką” szef polskiego MSZ Radosław Sikorski.

Marek Ostrowski, Łukasz Wójcik
18.04.2025
Reklama