Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Klasyki Polityki

Wigilia u Tusków

Na tydzień przed Wigilią odrzuca człowieka od stołu.

Felieton ukazał się w tygodniku POLITYKA 18 grudnia 2013 r.

Przyznaję bez bicia – nie przepadam za świętami Bożego Narodzenia. Oczywiście, podoba mi się choinka, dzieci wyczekujące na prezenty, Mikołaj, sanie i renifery. Ale już w połowie grudnia nie mogę słuchać radia RFM Classic, ponieważ liczba sezonowych piosenek i kolęd na godzinę przewyższa moje możliwości absorpcji. Już od rana straszy „Last Christmas I gave you my heart”, jak w katarynce. Ilość jedzenia, jakie towarzyszy świętom, odbiera apetyt. Na tydzień przed Wigilią odrzuca człowieka od stołu.

Sklepy są takie nachalne, że omijam je szerokim łukiem. Rezultat: jedną ręką trzymam się za brzuch, drugą za portfel, uszy zatykam, a oczy zamykam, bo z góry wiem, co zobaczę nawet w moim macierzystym tygodniku: na okładce święty obrazek, a w środku nabożeństwo celebrowane przez kapelana POLITYKI (oby żył sto lat!).

Przy świątecznym stole należy pozostawić jedno miejsce dla głodnego wędrowcy. W tym roku myślę o niedożywionych kibolach z Włoch, którzy – biedacy! – w polskim areszcie nie dostają pizzy. W dodatku szkalują nasze komisariaty, gdzie otrzymują podobno tylko chleb z keczupem i schab, to jest grubo poniżej oczekiwań smakoszów z Lazio. Za to w Białołęce – hulaj dusza! Za 4,80 zł dziennie koneserzy piłki nożnej z Włoch otrzymują śniadanie (chleb, margaryna, twaróg, kawa lub mleko), obiad (zupa kalafiorowa, ryba, surówka) i kolację (chleb, margaryna, pasztet). Jest nawet coś dla amatorów diety: knedle z truskawkami, drobiowa zamiast pasztetu. Nic dziwnego, że jak zapewnia komendant policji, „żadna skarga nie wpłynęła”. I to wszystko za 4,80! Gratulacje dla prezesa Belki, że złotówka jest taka mocna!

No, ale załóżmy, że jakiś kibic Lazio zatęskni za jeszcze lepszym jedzeniem oraz za swoją ulubioną piłką. Na taką okazję proponuję dom gościnny przy ulicy Parkowej w Warszawie – państwową willę dla kolejnych premierów. Obiekt dobrze strzeżony i niedostępny z zewnątrz, spacerniak lepszy niż w Białołęce (całe Łazienki), a wyżywienie, że daj Boże dożywocie!

Pani domu, Małgorzata Tusk, na Wigilię zawsze piecze pstrągi, do których podaje dwa sosy – jeden z gęstą śmietaną, majonezem i świeżym tartym chrzanem, drugi podobny, tylko zamiast chrzanu kilka wyciśniętych ząbków czosnku. Do ryb pani Małgorzata podaje ziemniaki i jeszcze przygotowuje kompot z suszu. Mama natomiast jest odpowiedzialna za kapustę z grochem po kielecku, jabłecznik i piernik. Resztę przynoszą przyjaciółki. Do kolacji u państwa Tusków siada się o dwudziestej, po innych zobowiązaniach dzieci. Ta godzina bardzo odpowiada kibicom Lazio, gdyż w Białołęce tzw. kolacja jest podawana o nieludzkiej godzinie 17 (!), czyli z pierwszą gwiazdką, tak że do wieczerzy na Parkowej można nabrać apetytu. Jak długo bowiem można być najedzonym knedlami z truskawką?

No dobrze, powie jakiś malkontent, ale nie zawsze jest Wigilia. To prawda, ale pani Małgorzata ma jeszcze inne przepisy. Godne uwagi są polędwiczki wieprzowe pieczone z jabłkami, miętą i innymi ziołami albo pierś z kaczki z estragonem, czosnkiem i jałowcem. „Warto posiedzieć” – mówią kibice Lazio.

Wreszcie jest jeszcze pan domu, który zna się na piłce i odróżnia Juventus od Napoli. Jak zapewnia Małgorzata Tusk w swojej autobiografii „Między nami”, pewnego wieczoru „Donek” obejrzał nawet cały film „I ani razu nie przełączył na mecz!”.

Książkę żony premiera bardzo łatwo jest ośmieszyć. Na przykład pisząc, że Nina Andrycz jako żona premiera była bardziej efektowna, Elżbieta Kępińska ma piękny dorobek, a książki nie napisała. Jarosław Kaczyński marzyłby o takiej żonie (jest nawet fotografia kotka). Można drwić, że z całej tej książki najbardziej smaczne są przepisy kulinarne. Że wiele uwag jest banalnych, zwłaszcza tych z podróży po całym świecie, gdy tymczasem Hannah Arendt pojechała tylko do Jerozolimy i napisała „Rzecz o banalności zła”.

W czasach wolności słowa i bezkarności można dzisiaj o książce i o autorce napisać wszystko. Na przykład, że specjaliści od PR premiera celowo napisali książkę o wstrętnej żonie, żeby wzbudzić sympatię dla szefa rządu. („Facet, który tyle wytrzymał…”). „Nic dziwnego, że podoba mu się Angela Merkel” i tak dalej, w tym guście i na tym poziomie.

A jednak jest w tej książce coś ujmującego. Dla mnie – przede wszystkim zwyczajność, normalność i bieda. W dzieciństwie Małgorzata Tusk pasała gęsi i krowy u babci, dokąd ją wysyłano na lato. „Donek wychowywał się w trudnym środowisku – między ulicą, kolegami z podwórka i podwórkowymi przygodami”. Przed ślubem wstawał o czwartej rano do pracy w stoczni (sprzątał statki). Będąc w opozycji, od szóstej rano sprzedawał pieczywo w tunelu na dworcu. Przed ślubem nigdy nie miał własnego kąta i spał na rozkładanym łóżku w kuchni. Po ślubie mieszkali w izbie 2x3 m. Potem przez sześć lat w spółdzielni prac wysokościowych malował kominy, w Bawarii jako sezonowy gastarbeiter wyciskał sok z jabłek, pracował na budowie i sprzątał biura w Norwegii.

W czasach PRL wiele osób tak żyło, ale dzisiaj, kiedy patrzy się na zegarki i limuzyny polityków, brzmi to trochę jak z innego świata. W sensie dosłownym Jarosław Kaczyński miał więc rację, że Tuska wychowała ulica czy podwórko, tylko nie mówiłbym tego z pogardą.

Filozofia pani Tusk jest prosta: kobieta musi w małżeństwie zachować niezależność (chociaż, jak rozumiem, nie w sensie finansowym), a z chłopami trzeba umieć postępować. „Mężczyźni potrafią całymi tygodniami odgrywać rolę wzorowego partnera”, a gdy już kobietę zdobędą, miodowy miesiąc zmienia się w szarą codzienność, facet ma wielkie plany, ale zawsze wybierze swoją wygodę, facetów nie należy rozpieszczać, bo i tak mają w życiu łatwiej itd., itp. „Donek ma miły zwyczaj podkreślania w publicznych wystąpieniach mojej obecności. Może chce mi wynagrodzić to wszystko, co muszę wycierpieć jako jego żona”.

W sumie: normalna żona, normalny mąż, normalna rodzina.

Reklama

Czytaj także

null
Kultura

13 najlepszych polskich książek roku według „Polityki”. Fikcja pozwala widzieć ostrzej

Autorskie podsumowanie 2025 r. w polskiej literaturze.

Justyna Sobolewska
16.12.2025
Reklama