Klasyki Polityki

Ben Akiba w Warszawie

Trudno dialoguje się z Ben Akibą, powtarzającym jak zacinająca się katarynka, że wszystko już było.

Felieton ukazał się w tygodniku POLITYKA 31 stycznia 2004 r. Ryszard Marek Groński zmarł 24 grudnia 2018 r.

W Warszawie nikt nie chce mieszkać. Dlatego taki w niej tłok. Nawet na przejściach dla pieszych przechodnie przepychają się z samochodami. Słyszałem, że pewien nerwowy kierowca zainstalował w swoim autku praktyczne urządzenie wielokrotnego użytku. Ilekroć wpadnie na gapa, który jak głupi przechodzi na zielonym świetle, odzywa się marsz żałobny.

– I to ma być sensacyjna nowość? – wtrąca się przyczajony w każdym z nas Ben Akiba. – Wszystko już było, wystarczy sięgnąć po Kroniki Prusa: kolaski i powozy najeżdżały na warszawiaków, tylko błoto bryzgało i pecyny niedosprzątanego śniegu.
– No, ale chyba przyznasz Beniu – wiele się zmieniło. Warszawa dzisiaj to jak Palm Beach.
– Co do palm, macie jedną na rondzie. A bicz trzyma w prawicy opozycja. Rząd sam się nadstawia.
– Rząd się zreformował. Wicepremier minister Oleksy...
– Wszystko już było. Oleksy także. Teraz wrócą dowcipy o nim, cokolwiek zapomniane: – Dlaczego awansował? – Żeby patrząc na niego wyborcy wiedzieli, że wszystko pójdzie gładko... Albo ten: leśna ścieżynka. Babuleńka zbierająca chrust natyka się na Józefa O. Poprawia niedopasowane okulary i wzdycha: – Ale pan odmłodniał i wychudł, panie Cyrankiewicz!

Trudno dialoguje się z Ben Akibą, powtarzającym jak zacinająca się katarynka, że wszystko już było. Gdy ktoś nawet do sceptycyzmu odnosi się sceptycznie, o czym z nim gadać? W „Gazecie Polskiej” ukazał się wywiad z Elżbietą Radziszewską i szkic biograficzny o niej – została laureatką „GP” za rok 2003. Czytam o łowieckiej pasji posłanki Platformy. Dowiaduję się (po raz któryś), że zwierzątka trzeba selekcjonować: „Lepiej niech robią to myśliwi, humanitarnie”. Humanitarne selekcjonerstwo daje się przenieść w ludzką dżunglę. Kandydując do Sejmu z listy Platformy Elżbieta R. – „po raz pierwszy w życiu doniosła na ówczesnego przewodniczącego UW w Łodzi... Walczyła 20 miesięcy. Przegrała...”. Wszystko już było: humanitaryzm nie zawsze bywa zwycięski. No a zamiłowanie do polowań, bardziej serio niż wymyślone przez Leca, w chwili rozmarzenia – grzybobranie z nagonką? W mitologii Diana była boginią lasów i pól, lecz także łowów. Oczywiście z pobudek humanitarnych dla dobra ogółu. Wymienne są jedynie rekwizyty. Łuk i strzały w kołczanie zastąpiła dymiąca strzelba. A że na polowaniu zdarzają się pomyłki? Ryzyko wkalkulowane jest w misję. Opowiadają o myśliwym, który o mały włos nie uśmiercił kolegi.
– Dlaczego do niego strzelałeś? – pytają.
– Myślałem, że to dzik. Nabrałem podejrzeń, że chyba tak nie jest, kiedy ten dzik zaczął się ostrzeliwać.

Staram się odwrócić uwagę Ben Akiby od posłanki z koła łowieckiego, kierując rozmowę na ruchy personalne w partii rządzącej. Do tego doszło, że szef klubu się zmienił. Tym, co podał się do dymisji, jakoś ciężko było się poklubić.

W tym momencie Ben Akiba skapitulował:
– Wszystko już było – jęknął. – Ale tego, co Europa zobaczy, świat nie widział.

Czasy takie, że nawet przemądrzalca z Bliskiego Wschodu, komentatora Miszny, można czymś zaskoczyć. Przygotowałem dla niego zresztą kolejny temat do zadumy: wybór prezesa publicznej telewizji. Nie zamierzam bawić się w proroctwa, oceny, analizy. Interesuje mnie zupełnie co innego: jak ten Ktoś Nowy wpisze się w tradycję dotychczasowych szefów. Z małymi wyjątkami odbiegali oni od wizerunku bezbarwnego urzędniczyny zagubionego w labiryncie gabinetów i korytarzy Firmy. Kto był pierwszym prezesem, wtedy nazywanym dyrektorem generalnym TV? Znany plastyk, ilustrator bajek Brzechwy – Jan Marcin Szancer. Po nim rządy na placu Powstańców objął Jerzy Pański. Przedwojenny inteligent nie bardzo nadawał się do rządzenia. Dziś brzmi to jak opowiastka z gatunku SF: Pański stał w drzwiach gabinetu i przyjmował każdego interesanta. Wysłuchiwał cierpliwie monologów, zlecał natychmiastową wypłatę zaliczek czy honorariów. No i miał wyniesione z domu poczucie wartości, szacunek dla cudzych talentów: za Pańskiego debiutował Kabaret Starszych Panów; kierownikiem redakcji rozrywki był Jerzy Dobrowolski, twórca sławnych kabaretów. Po Pańskim, wylanym za błędy ideolo, nastał – już jako prezes – Włodzimierz Sokorski, zwany Seksokorskim, bo ostry to był erotoman (dziś nie wychodziłby z sądu oskarżany o molestowanie). Prócz tego prezes był blagierem i mitomanem, koloryzującym swoje wspomnienia – mówione i pisane. Parodiowałem kiedyś jego bajania: „Konspirując nigdy nie nosiłem przy sobie bibuły. Widząc mnie komisarz Łaps z defy przypominał szpiclom: przy nim znajdziecie najwyżej zużytą egzekutywę...”. Kreacja dziwkarza i blagiera na artystycznym luzie pozwalała Włodzimierzowi S. przeforsować niejedną pozycję repertuarową wyznaczającą poziom telewizyjnego teatru, reportażu, rozrywki. Inny by tego nie załatwił, on mógł sobie na to pozwolić. W memuarach Gruzy pojawia się scenka, która wiele tłumaczy: prezes ładuje się do samochodu przyciskając do piersi kukiełkę Gomułki z noworocznej szopki. Pokaże ją Pierwszemu, uzgodni z towarzyszami poprawki, wybiorą odpowiednio godną melodię, by Wiesław zaśpiewał spicz do narodu.

Playbojownik socjalizmu Sokorski po grudniu 1970 r. musiał odejść. Zastąpił go desantowiec z Katowic Maciej Szczepański. W wywiadzie dla „Polityki” tłumaczył Danielowi Passentowi, że telewizja jest jak zapałka, widz dostrzega jedynie jej łepek. Jak sobie poczynał Krwawy Maciek, wiadomo. Był tyranem, satrapą, partyjnym nadzorcą. Trzeba jednak powiedzieć jedno: politruk uległ telewizyjnej magii. Stawał na głowie, by jego, wyłącznie jego telewizja stała się potęgą, najlepszym przekaźnikiem sukcesów ustroju ze wszystkich demoludów. Dlatego Maciej S. kupował sprzęt, dbał o technikę, mimo pijackich zamroczeń dostrzegał fachowców. Sąsiadowało to nieraz z groteską: nagrodę prezesa dostał obsługujący go kelner. Co było potem? Maciuś zapłacił za wszystko, za całą ekipę. On jeden wylądował w kryminale, oskarżony o posiadanie jachtu, pałaców, teatru, haremów z Murzynkami. Cel odgórnie zorganizowanej kampanii był jasny: koledzy zrzucili niewygodnego koleżkę, aby sanie mogły jechać dalej. Potem koledzy przesiedli się do scota.

Prezesi po Szczepańskim... Przed zmianą ustroju, po zmianie – długo by o tym opowiadać. Niektórych państwo pamiętają, inni runęli w niebyt. Ben Akiba w telewizji zmodyfikowałby swoje powiedzonko. Zamiast: Wszystko już było, wyszeptałby dzisiaj: Wszystko jeszcze będzie! Trochę z tym tak jak z historyjką utrzymaną w poetyce szmoncesu:
– Rabinowicz dopiero teraz będzie nieszczęśliwy. – Z powodu?
– Do niego uciekła moja żona.

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama