Felieton ukazał się w tygodniku POLITYKA 21 lutego 2009 r.
Wszyscy znamy charakterystyczny, potężny dźwięk kościelnych dzwonów, zwłaszcza jeśli zamieszkujemy w sąsiedztwie kościoła, od którego dźwięk ten już od wczesnego rana płynie ku nam, przenikając przez ściany, szyby i uchylone lufciki do naszych mieszkań i dalej – przez wlot małżowiny usznej, ucho środkowe, wewnętrzne oraz strzemiączko i kowadełko – do naszego grzesznego wnętrza. Nie ma wątpliwości, że ten dźwięk to katolicki głos w naszym domu. Trzeba jednak powiedzieć, iż opinie na temat tego głosu są mocno podzielone, a jego nieubłagana donośność budzi w określonych kręgach równie donośny głos polemiczny, zupełnie niekatolicki. Ten obcy głos (można się domyślać, przez kogo wspierany) słychać od czasu do czasu w różnych regionach kraju, a ostatnio odezwał się w Warszawie na ulicy Bolkowskiej. Wydali go mieszkańcy, którym nie podoba się hałas, jaki dzień w dzień czyni kościelny dzwon, obsługiwany przez księdza proboszcza miejscowej świątyni.
Ich zdaniem, wyrażonym także na łamach prasy, dźwięk dzwonu „jest wysoki i świdrujący”, przypominający „walenie”. Mieszkańcy Bolkowskiej są zdania, że ksiądz mógłby sobie to walenie darować przynajmniej rano, gdy wielu z nich jeszcze śpi. Ale wygląda na to, iż sumienny kapłan nie zamierza darować ani sobie, ani mieszkańcom Bolkowskiej, zwłaszcza że, jak podkreśla, jego dzwon jest niewielki. Wygląda na to, iż mieszkańcy Bolkowskiej mają szczęście, bo gdyby ksiądz przydzwonił z naprawdę wielkiego dzwonu, dopiero mieliby powód do zmartwień i okazję do głębszej refleksji religijnej.
Wszyscy wiemy, że Kościół to nie telekomunikacja i nie może dzwonić tylko do wybranych abonentów. Musi dzwonić do wszystkich i trzeba powiedzieć – że ma do tego prawo, gdyż, jak twierdzą władze dzielnicy Wola oraz kierownictwo lokalnej spółdzielni mieszkaniowej: „dzwony kościelne to część naszego dziedzictwa”. Nie ma wątpliwości, że nasze dziedzictwo to fundament, którego trzeba bronić, dlatego wydaje się, iż wszelkie próby oderwania się od naszego dziedzictwa inicjowane na Bolkowskiej są z góry skazane na niepowodzenie. Pojawia się pytanie: dlaczego głos naszego dziedzictwa tak bardzo niektórym przeszkadza? Ciekawą i trafną odpowiedź dał w tej sprawie proboszcz kościoła przy ulicy Dereniowej na Ursynowie (gdzie okoliczni mieszkańcy również skarżą się na hałasujące dzwony), który przytomnie i po chrześcijańsku zauważył, że „jeśli komuś przeszkadzają dzwony, to znaczy, że budzi się w nim sumienie”.
Wygląda na to, iż wiele sumień w naszym kraju zostało już skutecznie obudzonych, w wyniku czego coraz więcej ludzi nie tylko wie, że dzwonią, ale doskonale orientuje się także, w którym kościele. Wypada się z tego cieszyć, chociaż po tak gwałtownym obudzeniu sumień ich właściciele mogą ostatecznie utracić wiarę w to, iż smaczny i spokojny sen jest możliwy jeszcze w tym życiu. Jedyne co im pozostanie, to nadzieja, że ostatecznie wyśpią się potem.