Klasyki Polityki

Kłopoty z pamięcią

Dziś każde Bilbao musi mieć swojego Guggen­heima.

Felieton ukazał się w tygodniku POLITYKA 26 lutego 2014 r.

Najszybciej rozwijającą się gałęzią przemysłu w Polsce jest muzealnictwo. Muzealnictwo to przemysł ciężki. W ten sposób państwo, rząd i samorządy spełniają postulat, aby reindustrializować nasz kraj po tym, jak neoliberałowie go zniszczyli. Mało co pasjonuje Polaków tak bardzo jak muzea, pomniki, popiersia, skwery ku czci i tablice pamiątkowe z okazji. Wszelkie wątpliwości ucisza się stwierdzeniem, że naród nie może istnieć bez historii. Zgoda, ale ile można?

W „Gazecie Stołecznej” lecą drzazgi o Muzeum Historii Polski. Krytyk jest przeciw, natomiast dyrektor jest za. Ja uważam, że Muzeum Historii Polski jest potrzebne, niekoniecznie nad Trasą Łazienkowską (gdzie tam parkować?), ale gdzieś trzeba dzieciom wbijać do głowy historię, żeby cały czas nie tkwiły z nosem w grach komputerowych. Ciekawe, komu trafi się programowanie muzeum – PiS czy Platformie – bo dziś muzea to placówki polityczne. Prezes Kaczyński już krytykował nieistniejące jeszcze Muzeum II Wojny Światowej.

Nagoniona młodzież zrobi frekwencję, co będzie uzasadniało gigantyczne koszty Muzeum Historii Polski – według „Nie” 360 mln zł (z tego 80 proc. ma pochodzić z Unii). Swoją drogą ta Unia musi być bardzo bogata. Oczywiście, 360 mln to nie jest nasze ostatnie słowo, gdyż mało która inwestycja zamyka się w pierwotnym kosztorysie, patrz projektowane Muzeum Sztuki Nowoczesnej na placu Defilad, na które poszło już wiele milionów, a mieści się nadal w lokalu zastępczym.

Tu pozwolę sobie na odrobinę populizmu i demagogii: podczas gdy brakuje pieniędzy na leczenie chorych, kiedy z braku środków zamyka się oddziały i kliniki (vide Centrum Onkologii), kiedy koleje straszą brudem i biedą, kto żyw wyciąga rękę po publiczne pieniądze na muzeum. Donald Tusk wymarzył sobie Muzeum II Wojny Światowej (wg „Nie” 385 mln zł), powstało skądinąd piękne Muzeum Historii Żydów Polskich (200 mln plus ponad 100 na ekspozycję), powstaje Muzeum Katyńskie (85 mln), mówi się o Muzeum Kresów Wschodnich, Muzeum Ziem Zachodnich we Wrocławiu (za kilkadziesiąt milionów na pewno przyciągnie turystów z Ukrainy), jest projekt Muzeum Polaków Ratujących Żydów, Europejskie Centrum Solidarności, Muzeum Westerplatte, Muzeum Emigracji i wiele innych. Każde z tych muzeów dałoby się uzasadnić, ale w sumie to jakaś fala, która powinna być rozłożona na kilka pokoleń, a nie tylko na nasze.

Ambicją Janusza Kotowskiego, prezydenta Ostrołęki – a więc bardzo biednej okolicy – jest stworzenie w tym mieście Muzeum Żołnierzy Wyklętych, bo takiego jeszcze nie ma. Dziś każde Bilbao musi mieć swojego Guggen­heima. Prezydent nie chce, by samorząd zajmował się tylko łataniem dziur w jezdniach, „w duchu »wybierzmy przyszłość i budujmy drogi«”. Ma już w budżecie zapewnione 2 mln zł na muzeum, ale brakuje dalszych 30 mln (!), które miasto zamierzało pozyskać z funduszy norweskich. Dlaczego akurat Norwegowie mieliby finansować pamięć polskich żołnierzy wyklętych – tego odpowiednia komisja w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego nie zrozumiała. Projekt MŻW nie uzyskał wystarczającej liczby punktów w komisji ekspertów, a także poparcia części opinii w samej Ostrołęce. „Atakujący często Pana »Tygodnik Ostrołęcki« ma polski kapitał?” – pyta więc prezydenta Beata Falkowska z „Naszego Dziennika”. (W domyśle: kapitał czysto polski nie mógłby nie poprzeć muzeum). „Oczywiście, że nie polski, ale to bardziej kwestia nie tyle kapitału, ile kilku ludzi, którzy od dawna dominują w mediach papierowych regionu” – odpowiada prezydent Ostrołęki. Nie może on zadzierać z obcym kapitałem, bo pokłada nadzieje w WBK. Na razie przedsiębiorcy gotowi są sfinansować ziemiankę, „żeby młodzi ludzie mogli tam wejść, dotknąć sprzętu żołnierskiego i zobaczyć, jak w takich warunkach można przetrwać zimę” – mówi prezydent. Akurat to Kurpie wiedzą i bez muzeum.

„Brak środków norweskich nas nie zatrzyma” – zapewnia gospodarz Ostrołęki. Jego determinacja zapowiada, że jak nie w tym roku, to kiedy dojdzie do władzy prawica (co w świetle najnowszych sondaży jest wysoce prawdopodobne), w odnowionym budynku dawnego więzienia carskiego powstanie Muzeum Żołnierzy Wyklętych. Kto ułoży jego program? Zapewne historycy z IPN i podobnie myślący.

Do rady naukowej przyszłego muzeum zgłaszam więc kandydaturę dr. Marcina Zaremby z UW, autora znakomitej i nagrodzonej przez POLITYKĘ książki „Wielka trwoga. Polska 1944–1947”. W niezwykle rzetelnym opracowaniu jest rozdział „Upadli żołnierze”, w którym czytamy: „Na zakażenie bandytyzmem narażeni byli nie tylko członkowie konspiracji. W szeregach grup przestępczych znajdowali się również byli żołnierze WP, unikający miast dezerterzy. Oddzielną kategorię stanowił bandytyzm funkcjonariuszy MO i UB”. Plaga ta dotknęła także „upadłych żołnierzy podziemia”. Cechowało ich poczucie straszliwej klęski, narastający radykalizm, wręcz fanatyzm.

Tymczasem w Polsce dorasta nowe pokolenie wyklętych, które za kilka lat będzie ukrywać się w lesie i żywić mchem. To członkowie klubu poszukiwaczy sprzeczności, środowisko „Wyborczej”, POLITYKI i TVN, potomkowie Kościuszkowców, zachłanni lekarze z pokolenia dr. G., niesubordynowani członkowie Trybunału Konstytucyjnego, funkcjonariusze przemysłu pogardy, Lis, Olejnik i inni pracownicy mediów, byli ministrowie spraw zagranicznych, członkowie opozycji demokratycznej i więźniowie komuny (osoby pokroju Stefana Niesiołowskiego), Mozes Mordka i inni dziennikarze dwojga nazwisk, piewca Wałęsy – Andrzej Wajda oraz pozostali członkowie salonu, mieszkańcy alei Przyjaciół, rysownicy Mleczko, Raczkowski, Dudziński, ludzie, których wychowało podwórko (jak Tuska) albo Oxford (Sikorski), sprawcy katastrofy, uczestnicy piątkowego poranka w Radiu TOK FM, biznesmeni kojarzeni z poprzednim systemem oraz na okrasę Kuba Wojewódzki. Dawne, carskie więzienie z 1903 r. może dla nich być za ciasne, ale Stadion Narodowy – w sam raz.

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama