Klasyki Polityki

Armia nowego typu

Największą wadą regularnej armii jest to, że podczas zbrojnej akcji nie potrafi się maskować, dlatego jest łatwo rozpoznawalna na ekranach telewizorów i wszyscy widzą, że to ona.

Felieton ukazał się w tygodniku POLITYKA 12 marca 2014 r.

Obserwując konflikt na Ukrainie, niektórzy wojskowi zastanawiają się, czy prowadzenie działań wojennych przy użyciu klasycznych armii ma jeszcze jakiś sens. Ich zdaniem konflikt ten pokazuje, że oznakowana i działająca otwarcie armia nie spełnia już swojej roli. – Nie oszukujmy się, międzynarodowa opinia publiczna ma coraz mniej zrozumienia dla operacji z udziałem normalnego wojska. Cokolwiek takie wojsko zamierza zrobić, zaraz spotyka się to z potępieniem światowych mediów i jest torpedowane – narzeka pragnący zachować anonimowość polski generał.

Największą wadą regularnej armii jest to, że podczas zbrojnej akcji nie potrafi się maskować, dlatego jest łatwo rozpoznawalna na ekranach telewizorów i wszyscy widzą, że to ona. – Skutki są takie – zauważa generał – że kiedy taka armia rozpoczyna interwencję zbrojną, zaraz mówi o tym cały świat. Powstaje medialny jazgot, rządy zaatakowanych państw protestują, międzynarodowe autorytety wyrażają oburzenie. Żołnierze zwykłej armii nie mogą nawet zaatakować reporterów zagranicznych agencji i stacji telewizyjnych, bo od razu wybucha skandal. W takich warunkach naprawdę trudno prowadzić interwencję zbrojną.

Co w takim razie normalna armia ma zrobić? – pytamy generała. – Przyjąć zupełnie nową strategię działania. Rosjanie na Krymie pokazali, że w operacjach wojskowych przyszłość należy do nieoznaczonych specjalnych oddziałów samoobrony, złożonych z przypadkowych osób o nieustalonej narodowości. Zaletą tych oddziałów jest to, że nie można ich zidentyfikować, bo składają się z nie wiadomo kogo i nie wiadomo kto je kontroluje. Innymi słowy to armia nowego typu, która udaje, że nie jest tą armią.

Czy w tej sytuacji ma jeszcze sens istnienie normalnej armii, która nie udaje, że nią nie jest? – dopytujemy. – Oczywiście, chociaż utrzymanie takiej armii jest bardzo kosztowne. Może ona pełnić rolę dekoracyjną lub zastraszającą, np. brać udział w defiladach czy urządzać manewry w obszarach przygranicznych. Ale Krym pokazał, że w prawdziwych działaniach bojowych lepsza i o wiele tańsza jest armia nieoznakowana i niezidentyfikowana. Uważam, że na taką armię powinniśmy postawić w Polsce. Choćby dlatego, że w zasadzie nie trzeba jej w nic wyposażać, gdyż sama się wyposaży. Prezydent Putin przyznał, że mundury, hełmy, pistolety i karabiny maszynowe da się kupić w każdym sklepie survivalowym.

A co z wyspecjalizowanym sprzętem? Na Krymie zostały użyte nowoczesne wozy bojowe, jakimi dysponuje tylko rosyjski specnaz – nie dajemy spokoju generałowi. – Minister obrony Rosji wyjaśnił, że nie ma pojęcia, skąd te wozy wzięły się na Krymie – zauważa generał. – Osobiście uważam, że pomysł, aby takie wozy brać nie wiadomo skąd, jest znakomity i można by go zastosować w naszej armii. Byłoby o wiele prościej i taniej, gdyby nasza armia, zamiast kupować sprzęt za ciężkie miliardy, brała go nie wiadomo skąd. Nie wykluczam również, że byłby on lepszy od sprzętu, który nasza armia ma wiadomo skąd, chociaż – między nami mówiąc – nie wiadomo po co.

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Dzieci najczęściej umierają w nocy, boją się naszego lęku. „Płaczę, gdy wracam z dyżuru do domu”

Rozmowa z dr Katarzyną Żak-Jasińską, pediatrą zajmującą się opieką paliatywną, o przeżywaniu ostatnich chwil z dziećmi i szukaniu drogi powrotu do życia po ich stracie.

Paweł Walewski
22.04.2025
Reklama