Aleksandr z Maksimem otupują ze śniegu narciarskie buciory, a jeśli akurat pogoda płocha, otupują z błota delikatne skórkowe pantofle i za chwilę kelnerzy tańczą pod ich zamówienia w góralskiej restauracji. Ci dwaj hojnie czczą spotkanie, gest u nich szeroki i dusze płoną, ale już nie tak jak dawniej – nie na umór. Wezmą whisky albo koniak – najdroższy, od razu po dwie kolejki, potem espresso, pochyleni nad stołem pogadają o biznesach, eksport/import, cały świat. Na Krupówkach, za szybą, mignie im Igor, budownictwo wielkopowierzchniowe; Igor także się grzecznie dziwi: – Wot, kakoj malieńkij mir!, ale nie siada do koniaku, bo prowadzi – wóz ma pod hotelem Gazda, jadą z dziewczyną do Krakowa na sushi. Parkingowy Heniek wydaje Igorowi terenowego Lexusa, kolor szampański, i w zachwycie patrzy za nim.
– W życiu takiego nie widziałem. Nawet w Internecie – cmoka Heniek, a po chwili już parkuje ukraińskiego Mercedesa, rzadki model. W kolejce czeka Volvo, czyściutkie mimo pluchy, białoruskie. Na całe dwa tygodnie, obejmujące prawosławne Boże Narodzenie i Nowy Rok, Rosja, Ukraina i Białoruś właściwie wynajmują Zakopane.
Sdiełano w Polsze
Przez te dwa tygodnie w zakopiańskim Belvedere – resort&spa – mieszkają goście, których personel hotelu zna od lat, patrzy, jak dorastają ich dzieci, i wysyła im kartki z pozdrowieniami na święta. Goście ze Wschodu – tak się mówi w Zakopanem – odwdzięczają się pocztówkami, ale, co ważniejsze, zarażają Zakopanem całe grupy znajomych, przywożą ich na urlopy, rozbudowują wierną klientelę. Po hotelowym lobby, wśród mebli à la antyki i gablot z biżuterią na sprzedaż, przechadzają się goście ze Wschodu leniwie, w klapkach, dresach i szlafrokach, w drodze między późnonocnym toastem a poranną odnową biologiczną.