To nie celibat jest dzisiaj największym kłopotem Kościoła z seksem. Nie są nim też księża-pedofile czy osoby homoseksualne w strukturach kościelnych. Skandale z ich udziałem bardzo szkodzą prestiżowi i misji Kościoła, ale głównym frontem walki jest stosunek do seksu jako takiego.
Kościół chciał ciało uporządkować. Kościelny porządek w dziedzinie seksu ma trzy filary: małżeństwo, celibat, zakaz sztucznej antykoncepcji. Ale co najmniej od połowy XX wieku na te trzy filary napiera coraz silniej fala kontestacji wewnątrz Kościoła i poza nim. Co Kościół każe zakryć, jest odkrywane, czego zakazuje – nabiera smaku rajskich owoców, co przemilcza – głośno manifestuje swą obecność.
Argumenty w sporze o seks doskonalą się po obu stronach barykady. Kościół wyciąga wnioski ze swych porażek, ale obserwuje też bacznie kłopoty z seksem w obozie liberalnym. I wtedy strzela: bolą was zdrady ukochanych? Lękacie się porzucenia? Martwicie się rosnącą liczbą niechcianych dzieci i niedorosłych do swej roli rodziców, spadkiem przyrostu naturalnego, epidemią AIDS, rozpadem więzi rodzinnych i społecznych? – przypomnijcie sobie kościelną etykę seksualną.
Ależ pamiętamy, dziękujemy! – replikują liberalni krytycy – zaradzimy naszym kłopotom w inny sposób. Przez edukację, swobodny dostęp do zdobyczy medycyny i nauki. Wierzymy, że wolny wybór jest lepszy od zakazów i nakazów. A seks jest sprawą prywatną, jak wiara religijna. Dorosłym osobom wolno robić w łóżku, co im się podoba, byleby się na to obie dobrowolnie zgadzały i byleby nie cierpiały na tym osoby trzecie.
Kłopot z ciałem
Kościół przeszedł długą drogę w nauczaniu o sprawach seksu.