B-52 leci dalej
B-52 leci dalej. Zawrotna kariera najstarszego na świecie samolotu bojowego
Gdy Amerykanie rozpoczynają operację w rodzaju Pustynnej Burzy – bombowce strategiczne B-52 Stratofortress startują co najmniej kilkanaście godzin wcześniej niż o ataku dowiaduje się cały świat. Po wykonaniu zadania maszyny wracają do macierzystej bazy w USA. W przypadku Pustynnej Burzy lot trwał ponad 34 godz. i była to wówczas najdłuższa misja bojowa w historii lotnictwa. Rekord ten – ponad 40 godz. nieprzerwanego lotu – został pobity 11 lat później przez niewidzialne dla radarów bombowce strategiczne B-2A Spirit, które dokonały nalotów w Afganistanie. Oczywiście po drodze samoloty te wymagają wielokrotnego tankowania w powietrzu.
Atomowe dyżury
Scenariusz każdej odległej od USA operacji jest podobny: pierwszy atak za pomocą pocisków Cruise (manewrujących na małej wysokości i z dokładnością kilku metrów trafiających w cel) powierza się załogom najstarszych samolotów bojowych świata. Prototyp B-52 wzbił się bowiem w powietrze 15 kwietnia 1952 r. (wyprodukowano ich od tego czasu 744) – wydawać by się zatem mogło, że miejsce tych maszyn powinno być raczej w muzeum niż w forpoczcie uderzenia. Tym bardziej że bombowce strategiczne to klasyczny relikt zimnej wojny – służyły przede wszystkim do przenoszenia ładunków nuklearnych.
Były one wtedy jedną z najgroźniejszych broni – miały duży zasięg, wysoki pułap lotu i pokaźny udźwig. W pobliżu granic ZSRR bez przerwy krążyło 5–15 maszyn B-52 gotowych do ataku. Typowa trasa kilkunastogodzinnego lotu wiodła nad Biegunem Północnym i Grenlandią. Załoga wyznaczona do tego zadania nawet wolny czas po służbie musiała spędzać na terenie bazy, a jeśli wychodziła na przepustki, to tylko w komplecie. Wożono ją specjalnym samochodem z włączonym stale radiem, przez które można było w każdej chwili usłyszeć rozkaz powrotu do bazy.