Numer dywanowy 3271 dostała mieszkanie zastępcze. Nie ma w nim łazienki, rezerwuarku do ubikacji i klamek, okno wychodzi na czarny mur sąsiedniego domu, a na ścianach leży tłusty, przedwojenny brud, ale to nic. 3271 płakała ze szczęścia na ulicy, ściskając w ręku amulet, co robi od pewnego czasu (ona, ekonomistka z Ministerstwa Finansów).
Po ciężkim okresie, gdy umarła nowo narodzona córeczka, a całą pensję trzeba było oddawać za wynajęcie pokoju, wszystko idzie ku dobremu. Widomym tego ostatnio znakiem jest mieszkanie (mój Boże, prawie własne) i firanki. Któregoś dnia, jak zwykle, obiegła na wszelki wypadek sklepy i zauważyła, że personel tajemnie mierzy tkaninę. Stanęła w kolejce świtem następnego dnia, stała sześć godzin, na krok nie oddalając się sprzed sklepu, i kupiła je, a nawet mały kawałek wykładziny.
Numer do dywanów
Pragnie jednakże mieć również dywan. Choć zdaje sobie sprawę z zasięgu tego marzenia. Jest numerem 3271 do dywanów, transakcja będzie więc możliwa za półtora roku lub dwa lata, w czasie których w każdą środę musi się odhaczać przed sklepem Emilia na liście dywanowej, przez co potwierdzać będzie, że wciąż czeka.
Do rezerwuarków i wanny nie trzeba się odhaczać, te należy wystać i wychodzić. Bo 3271 pragnie mieć także wannę, co jest wygórowaną zachcianką wobec braku łazienki, ale to nic, postawi ją w kuchni. Ostatecznie żona numeru dywanowego 1415 postawiła piecyk w łazience (bo oni, odwrotnie, łazienkę mają, a kuchni – nie) smaży naleśniki przy sraczyku i jakoś się przyzwyczaili.
Numer dywanowy 142, któremu systematycznie w nocnej kolejce wysiadają jajniki, powiada, że kolejka sama w sobie tragedią nie jest.