Temat uchodźców powrócił, ale nie dlatego, że mamy w kraju jakieś pomysły na rozwiązanie problemu, tylko dlatego, że okazało się, że sprawa jest na tyle nośna, że podbija lub zabiera punkty w sondażach.
Grzegorz Schetyna chlapnął, zapytany w biegu przez dziennikarza na ulicy, że nie popiera przyjmowania uchodźców do Polski. Potem próbował to sam odkręcić, a inni członkowie PO tłumaczyli, że sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana, i że nie da się zamknąć wszystkiego w jednym zdaniu, a jak się mówi to jedno zdanie, to właśnie wychodzi takie nieporozumienie.
Słowo się jednak rzekło. I lawina ruszyła. Rozpoczęła się debata i przepychanka na to, jakie kto ma w Polsce pomysły na uchodźców, a właściwie na to, jak wyplątać się z tego, że w 2015 r. rząd Ewy Kopacz przystał na relokację 7,2 tys. uchodźców, których wówczas solidarnie między siebie dzieliły wszystkie kraje Unii. Czas realizacji tamtej umowy kończy się we wrześniu 2017 r., a my jak na razie wcale się z niej nie wywiązaliśmy.
W Polsce nadal zero uchodźców
Obok Węgier i Austrii dzierżymy niechlubny rekord w nieprzyjmowaniu uchodźców. Na koncie mamy zero. Dlatego Komisja Europejska patrzy na nas coraz mniej życzliwie. Przypomina o solidarności, na której przecież w dużej mierze opiera się unijna współpraca.