Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Święto Chrztu Polski – kolejny hołd dla Kościoła

Ustawa, która ustanowi 14 kwietnia Świętem Chrztu Polski, czeka już tylko na podpis prezydenta. Ustawa, która ustanowi 14 kwietnia Świętem Chrztu Polski, czeka już tylko na podpis prezydenta. Bartosz Bańka / Agencja Gazeta
Narodowo-katolicka władza usiłuje na wszelkie sposoby wzmocnić władzę symboliczną katolicyzmu w przestrzeni publicznej. Służy temu m.in. ustanowienie 14 kwietnia Świętem Chrztu Polski.

Kościół w coraz większych tarapatach, a klerykalizacja państwa postępuje. Wygląda na to, że „rzutem na taśmę”, zanim reputacja Kościoła ostatecznie zapadnie się pod ciężarem jego grzechów (tak jak to się stało w tylu innych krajach), narodowo-katolicka władza usiłuje na wszelkie sposoby wzmocnić władzę symboliczną katolicyzmu w przestrzeni publicznej. Służy temu m.in. ustanowienie 14 kwietnia Świętem Chrztu Polski – odnośna ustawa czeka już tylko na podpis prezydenta.

Ile pożytku z chrystianizacji Polski

To fatalne, że w wyobraźni Polaków powstanie państwa tak silnie zespolone jest z chrystianizacją. Romantykom, endekom, a nawet komunistom w PRL (także przywiązanym do słynnego roku 966) udała się przewrotna sztuczka i manipulacja. Kościół, który mógł zapobiec powstaniu Polski i z pewnością by to uczynił (rękami niemieckimi), gdyby miało to być państwo „pogańskie”, został przedstawiony jako faktyczny tego państwa współtwórca. Szantaż, czyli propozycja nie do odrzucenia: albo dacie nam (Kościołowi) ziemię i władzę, albo nie będziecie mieli tego księstwa, przedstawiana jest w pokrętnej logice propagandy jako oferta cywilizacyjna: pomożemy wam tworzyć państwo, podnosząc wasze ludy na wyższy poziom duchowy – dzięki ewangelizacji.

To strasznie frustrujące, że ludzie, w tym ludzie wykształceni, nie rozumieją, że chrystianizacja była procesem opartym na przymusie i przemocy i jako taka nie może być gloryfikowana. Wydaje się, że archaiczna brutalność odbija się w umysłowości rządzących dziś Polską katolików w postaci całkowitego braku refleksji i empatii. Empatii dla dziesiątek ludów i plemion, rozsianych po nowych piastowskich i kościelnych włościach, które przez dobre dwa stulecia nękano, wymuszając na nich porzucenie wiary przodków i dawnych obyczajów. Przegnano ich kapłanów, zniszczono lub przejęto ich świątynie, a nade wszystko eksterminowano tradycje kulturowe i pamięć społeczną.

Do dziś pamięć polska amputowana jest na wysokości liczby 966 na osi czasu. Mamy tylko tysiącletnią historię, a dawniejsze wydarzenia nie tyle giną w pomroce dziejów, ile w pomroce pogardy, którą nauczył nas żywić dla „pogaństwa” Kościół. Ciekawe, czy posłowie i senatorowie PiS wiedzą, jak bardzo ludy piastowskiego państwa bały się Kościoła, jak cierpiały pod tym jarzmem, zmuszane do danin i niewolniczej pracy? Czy wiedzą, że kiedyś budowano kościoły na skraju wsi, bo lęk przed księżmi był tak silny? Czy naprawdę myślą, że kmiecia spod Wrocławia w XI w. interesowało, że na końcu świata dziewica urodziła zbawcę świata, którego zabili jacyś źli Żydzi?

Czytaj także: Festyn na 1050-lecie chrztu Polski

Wyższość „prawdziwej wiary” nad pogaństwem

Chrystianizacja była tragedią kulturową, i to całkiem niezależnie od rozmaitych korzyści, które z czasem przyniosła ludom żyjącym w rodzącej się Polsce, a zwłaszcza tworzącym się szlacheckim elitom. Mówienie o tym procesie historycznym wyłącznie jako czymś dobrym i chwalebnym jest dowodem klerykalnej bezmyślności, usłużnym powtarzaniem religijnej narracji, w myśl której była to „ewangelizacja”, uwalniająca „pogan” od śmiertelnej ignorancji i niosąca im szansę zbawienia. To zatrważające, że władze świeckiego państwa mogą w taki sposób wpisywać się w partykularny, archaiczny dyskurs o wyższości „prawdziwej wiary” nad „pogaństwem”. Świadczy to o jego niebywale niskiej kulturze demokratycznej i bardzo wąskiej świadomości co do istoty ustroju liberalno-demokratycznego. I, co gorsza, dzieje się to spontanicznie, bezrefleksyjnie.

Nieco mniejsze znaczenie ma w tym kontekście legendarność samego chrztu Mieszka I. Warto jednak wspomnieć i o tym. Chrzest Polski to romantyczny konstrukt, nadużycie propagandowe, wykorzystujące słabo rozpoznany fakt historyczny do tworzenia legendy o początkach państwa i narodu. Można to było wybaczyć w XIX w., w okresie zaborów, lecz dziś jest to po prostu śmieszne w swej naiwności i ignorancji.

Czytaj także: Dziewięć Dni Wolności od PO. Pomysł, który się nie spodoba

Chrzest Polski? Nie ma czego świętować

Nie było żadnego „chrztu Polski” w 966 r. i nie ma czego świętować. Kościół był już obecny w Poznaniu przez rokiem 966, a chrzest Mieszka i jego ludzi nie oznaczał żadnej gwałtownej zmiany. Chrystianizacja rozkręcała się powoli w ciągu wieków XI i XII – nie ma żadnych dowodów, aby coś szczególnego w tej spawie wydarzyło się w ciągu pierwszych lat czy nawet dziesięcioleci po 966 r. Nie wiadomo nawet dokładnie, kim był Mieszko ani jak traktował swój chrzest – czy faktycznie się „nawrócił”, czy też był to wyłącznie akt polityczny i koniunkturalny.

Pewnie nie dowiemy się tego nigdy, bo i skąd? Nie wiemy nawet, czy Mieszko był „miejscowy”, czy może skądś przybył (np. z Moraw?). Nie wiadomo, kim byli jego żołnierze i z jakich wywodzili się ludów. Wiadomo za to, że podbijali kolejne ziemie, by rozszerzać biznes, którym się zajmowali, czyli handel niewolników. Ludy słowiańskie specjalizowały się bowiem w sprzedawaniu ludzi na Zachód. Taki był tutejszy „towar eksportowy” (w językach europejskich słowa oznaczające niewolnika i Słowianina są bardzo zbliżone), w związku z czym potrzebni byli pośrednicy handlowi i transport. Zajmowali się tym Żydzi, lecz również rozmaite zbrojne „drużyny”. Państwotwórcza rola tych przedsięwzięć była niebagatelna. A jaka była rola zakładanych w kolejnych grodach katolickich biskupstw? Też niemała.

Hołd dla Kościoła w cieniu afer

Historia to trudna i poważna rzecz. Nie wypada w XXI w. bawić się nią ani traktować jak bajki dla grzecznych dzieci. Nieszczęsne Święto Chrztu Polski poniża i ośmiesza Rzeczpospolitą, nie mówiąc już o tym, że uchwalone w tak okropnych okolicznościach, gdy Kościół znalazł się poza granicami kompromitacji, w otchłani infamii, stanowi policzek dla jego ofiar. Trudno mi wejść w skórę posłów i senatorów oddających głos za kolejnym hołdem dla Kościoła katolickiego w dniach, gdy odsłania on w tak wstrząsający moralnie sposób swoje prawdziwe oblicze.

Czytaj także: Jakie znaczenie dla Polski miało przyjęcie chrześcijaństwa

Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną