Kraj

Dlaczego żonkil jest symbolem pamięci o powstaniu w getcie

W tym roku po raz kolejny odbędzie się akcja Żonkile. W tym roku po raz kolejny odbędzie się akcja Żonkile. D.Olsztyńska/Muzeum POLIN / materiały prasowe
W getcie nie było zieleni i nie było żonkili. Ale nasze żonkile, zwłaszcza w tym roku, odradzają się na gruzach, są symbolem życia, nadziei, pamięci – mówi Ewa Budek z Muzeum Polin, pomysłodawczyni akcji Żonkile.
Ewa Budek z Muzeum Polin, pomysłodawczyni akcji ŻonkileM.Starowieyska/Muzeum POLIN/materiały prasowe Ewa Budek z Muzeum Polin, pomysłodawczyni akcji Żonkile

AGNIESZKA ZAGNER: – W tym roku jest tak samo jak wtedy, gdy wybuchało powstanie w getcie. 19 kwietnia to wigilia święta Pesach. Teraz wypada w Wielki Piątek, a 76 lat temu był to drugi dzień Wielkanocy. Na początku świąt w 1943 r. przy pl. Krasińskich, po aryjskiej stronie nieopodal getta, stanęła słynna karuzela. Co się działo po drugiej stronie muru?
EWA BUDEK: – Na początku powstania w getcie przebywało ok. 60 tys. osób – tyle zostało po wielkiej akcji likwidacyjnej z lipca 1942 r., kiedy do Treblinki wywieziono ponad 300 tys. warszawskich Żydów. Niektórzy z tych, co zostali, liczyli, że może się uratują – pracowali w tzw. szopach, wydawało się więc, że wciąż są Niemcom potrzebni. Ale wielu spodziewało się, że getto zostanie wkrótce unicestwione. Jak wspomina Marek Edelman w książce Hanny Krall „Zdążyć przed Panem Bogiem”, ze strony aryjskiej dochodziły informacje o planach Niemców dotyczących likwidacji getta. Pod jego murem zaczęły się zbierać niemieckie oddziały. Szybko podjęto decyzję o oporze, choć wszyscy byli świadomi, że tej bitwy wygrać nie sposób. Czy czując oddech śmierci, można było myśleć o Pesach – święcie obchodzonym na pamiątkę wyzwolenia Izraelitów z niewoli egipskiej?

Często myśli pani o tym, co tu kiedyś było?
Mieszkam nieopodal Cmentarza Żydowskiego, zwykle tę trasę pokonuję piechotą, mijając wszystkie ważne dla mnie miejsca, próbując wyobrazić sobie, jak to kiedyś musiało wyglądać. W Polin pracuję od 2011 r. Poznawałam okolicę, przechadzając się po niej, oglądając mapy, studiując historię tego miejsca, budynków, przeglądając stare książki telefoniczne i czytając nazwiska osób, które tu mieszkały. To one stały się inspiracją, aby stworzyć projekty o dźwiękach przedwojennej ul. Gęsiej czy Zamenhofa. Mam wrażenie, że w zasadzie tylko tyle po tym miejscu zostało, coś ulotnego – budynki zostały zburzone, ulice zmieniły bieg, miejsca pamięci poukrywane są między nowymi domami Muranowa, ludzie zamieszkujący ten teren przed wojną już nie żyją. Niewiele jest fizycznych punktów odniesienia do przedwojennej i wojennej historii, choć mamy dwa pomniki poświęcone powstaniu i jego bohaterom autorstwa Leona Suzina i Natana Rapaporta. Dla mnie samej najważniejsze są te symboliczne – pl. Muranowski i kopiec Anielewicza na Miłej, będący w zasadzie grobowcem.

W warszawskiej Masadzie ok. 80 powstańców popełniło samobójstwo, bo chciało zginąć jako ludzie wolni. Nie wszyscy tę decyzję bojowców, w tym Mordechaja Anielewicza, przywódcy powstania, zaakceptowało.
Nie nam dziś to oceniać. To była walka do końca. To, że powstanie w ogóle wybuchło, a potem trwało aż trzy tygodnie, miało ogromne znaczenie dla późniejszej narracji żydowskiej – mimo wyniszczenia i beznadziei znaleźli w sobie determinację do walki. My, mówiąc o bohaterstwie, staramy się przywoływać nie tylko odwagę i męstwo bojowców, ale – także nawiązując do pomnika Rapaporta, drugiej strony monumentu – starców, kobiet, dzieci prowadzonych najpewniej do Treblinki. Przy samym kopcu Anielewicza częściej spotykam izraelskich niż polskich turystów.

Jak pani myśli, dlaczego? Dla Polaków powstanie w getcie jest wciąż nie dosyć „nasze”?
To się zmienia. W badaniach opinii społecznej prowadzonych przez CBOS w 2013 r. – czy powstanie w getcie warszawskim było ważniejsze dla Polaków czy dla Żydów – przeważały opinie, że to jednak coś bardziej żydowskiego, ale z biegiem lat – i mam nadzieję, że jest to też zasługą muzeum – to się zmienia, coraz więcej Polaków przyznaje, że powstanie to jest częścią historii Polski.

Niektórzy uważają, że powstanie w getcie było jednym z najbardziej polskich powstań ze względu na beznadziejność sytuacji. Mam też wrażenie, że w końcu do wielu dotarło, że polscy Żydzi byli Polakami.
Naprawdę? Mnie się zdaje, że to wciąż żywa dyskusja. Podczas szkoleń naszych wolontariuszy podkreślamy, że ludność żydowska przed wojną stanowiła 30 proc. mieszkańców przedwojennej Warszawy – o tym nie można zapomnieć ani nie można tego wymazać. Mówienie, że ta historia jest Polakom obca oraz odmawianie polskim Żydom polskiej tożsamości, jest absolutnym błędem.

Dlaczego żonkile? To pani je wymyśliła.
Tak się przypadkiem złożyło, to prawda. Otwarcie muzeum w 2013 r. zbiegło się z 70. rocznicą powstania w getcie. Chcieliśmy, by jak największa liczba żyjących powstańców, w tym Kazik Ratajzer, wzięła udział w otwarciu muzeum. Zależało nam, by te uroczystości były jak najbardziej doniosłe, ale też by zbudować społeczność, dla której ta sprawa będzie ważna. Potrzebowaliśmy symbolu. Przypomniałam sobie o Wielkiej Brytanii, gdzie byłam chwilę wcześniej, widziałam czerwone maki przypinane przez Brytyjczyków 11 listopada – w ten sposób czczą bohaterów, którzy polegli w walce o ojczyznę. Wydało mi się to prostym, a jednocześnie niezwykle uniwersalnym sposobem – z jednej strony na oddanie hołdu, z drugiej na zbudowanie pewnej wspólnoty ludzi, wyróżniającej się tym jednym elementem, bez słów. Tak narodził się pomysł akcji. Wolontariusze będą przekazywać papierowy kwiat, ale też – za jego pomocą – historię powstania, pamięć o nim. Szukaliśmy kwiatu, który najbardziej by się nadawał. Byliśmy po rozmowach z Paulą Sawicką, która napisała z Markiem Edelmanem książkę „I miłość była w getcie”, a w ostatnich latach jego życia głęboko się z nim przyjaźniła, i po lekturze „Zdążyć przed Panem Bogiem” Hanny Krall, gdzie przywołana jest historia o tym, że Edelman co roku otrzymywał żółte kwiaty od anonimowej osoby. Edelman był strażnikiem pamięci o powstaniu. W kolejne rocznice powstania przychodził pod pomnik Bohaterów Getta, by oddać hołd towarzyszom broni i złożyć kwiaty. Często były to żonkile. Żółty kwiat, żonkil stał się naturalnym kandydatem.

Chyba nie ma kwiatu, który bardziej przypominałby żółtą Gwiazdę Dawida – symbol naznaczenia Żydów w czasie wojny.
Rzeczywiście, ale żółta Gwiazda Dawida była stosowana przede wszystkim w łódzkim getcie. W Warszawie Żydzi byli zmuszani do noszenia specjalnych opasek na ramieniu. Żonkil – też ten papierowy – odnosi się do tego ważnego żydowskiego symbolu. My jednak odwracamy negatywną stygmatyzację narzuconą przez Niemców, pokazując, że symbol niesie pewne pozytywne przesłanie: pamięci, współpamięci, solidarności.

Dochodzą względy praktyczne: właśnie teraz kwitną żonkile. W getcie też były?
Nie, w getcie nie było zieleni – ten głód zieleni, drzew, kwiatów pojawia się w wielu relacjach. W getcie było szaro, a ulica kończyła się murem. Żonkil jest jak słońce, życie. W pewnym momencie zarzucano nam, że to zbyt radosny symbol. Nie zgadzam się z tym, ale rzeczywiście jest on nośnikiem wielu pozytywnych emocji: nie tylko wspólnoty, która się rodzi, ale też przekazywania historii. Nasi młodsi wolontariusze często mówią, że gdy podchodzą do osób starszych, słyszą ich historie, co oni robili w czasie wojny, czego byli świadkami albo o czym opowiadali im rodzice. Kwiat jest symbolem odrodzenia i nadziei: kiedyś kwiatów tu nie było, ale znów są, trawniki wokół muzeum są ich pełne, szczególnie w tym roku na Muranowie. Na gruzach getta zakwitło tysiące żonkili.

To tak jakby natura reagowała na tę niedobrą atmosferę w Polsce, na przejawy antysemityzmu w przestrzeni publicznej. Żonkil może nam pomóc?
Akcja jest absolutnie apolityczna, adresowana do wszystkich, bo wszyscy mogą przypiąć sobie ten kwiat. Jesteśmy zaszczyceni, że 19 kwietnia żonkile przypinają władze państwowe i samorządowe. Także w Sejmie żonkile noszą politycy bez względu na barwy polityczne. Hasło przewodnie, które wymyśliłam, „Łączy nas pamięć” – też nie jest takie łatwe, bo „łączy” oznacza, że jesteśmy spolaryzowani. „Nas” – chodzi o nas, warszawiaków, naszą lokalną historię, będącą częścią większej całości, nas – Polaków, którzy powinniśmy pamiętać o przedwojennej historii Polski i jej zróżnicowaniu społecznym, etnicznym, ale także w szerszym kontekście – że łączy nas wszystkich, nie tylko Polaków, pamięć o Holokauście.

Sądzi pani, że możemy mieć wspólną pamięć w sytuacji, gdy różne instytucje przekonują nas do własnych wersji historii i coraz bardziej polityka kładzie się na niej cieniem?
Nie wiem, czy możemy, ale musimy próbować. Ja zaczęłam od najprostszego – symbolu, niewielkiego żonkila. I co roku jest ich coraz więcej. W 2013 r. przeszkoliliśmy 500 wolontariuszy, którzy przez trzy dni – bo tyle trwały uroczystości – rozdali 50 tys. żonkili. To nie jest łatwa sprawa – trzeba wiedzieć, jak przekazać ten kwiat, co powiedzieć, jak zareagować na antysemickie wypowiedzi, które na szczęście pojawiają się tylko incydentalnie. Z czasem akcja bardzo się rozwinęła – dziś podczas tylko jednego dnia w Warszawie rozdajemy 200 tys. żonkili, w tym roku zgłosiło się do nas 2,5 tys. wolontariuszy. Przyłączają się także osoby, instytucje, szkoły z całej Polski. Z dumą i radością obserwuję, że wpinany jest przez ludzi różnych instytucji, opcji politycznych, ale najbardziej cieszy mnie, gdy widzę je u młodych osób. To daje nadzieję, że pamięć o tragedii polskich Żydów nigdy się nie zatrze.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Czytamy i oceniamy nowego Wiedźmina. A Sapkowski pióra nie odkłada. „Pisanie trwa nieprzerwanie”

Andrzej Sapkowski nie odkładał pióra i po dekadzie wydawniczego milczenia publikuje nową powieść o wiedźminie Geralcie. Zapowiada też, że „Rozdroże kruków” to nie jest jego ostatnie słowo.

Marcin Zwierzchowski
26.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną