AGNIESZKA ZAGNER: – W tym roku jest tak samo jak wtedy, gdy wybuchało powstanie w getcie. 19 kwietnia to wigilia święta Pesach. Teraz wypada w Wielki Piątek, a 76 lat temu był to drugi dzień Wielkanocy. Na początku świąt w 1943 r. przy pl. Krasińskich, po aryjskiej stronie nieopodal getta, stanęła słynna karuzela. Co się działo po drugiej stronie muru?
EWA BUDEK: – Na początku powstania w getcie przebywało ok. 60 tys. osób – tyle zostało po wielkiej akcji likwidacyjnej z lipca 1942 r., kiedy do Treblinki wywieziono ponad 300 tys. warszawskich Żydów. Niektórzy z tych, co zostali, liczyli, że może się uratują – pracowali w tzw. szopach, wydawało się więc, że wciąż są Niemcom potrzebni. Ale wielu spodziewało się, że getto zostanie wkrótce unicestwione. Jak wspomina Marek Edelman w książce Hanny Krall „Zdążyć przed Panem Bogiem”, ze strony aryjskiej dochodziły informacje o planach Niemców dotyczących likwidacji getta. Pod jego murem zaczęły się zbierać niemieckie oddziały. Szybko podjęto decyzję o oporze, choć wszyscy byli świadomi, że tej bitwy wygrać nie sposób. Czy czując oddech śmierci, można było myśleć o Pesach – święcie obchodzonym na pamiątkę wyzwolenia Izraelitów z niewoli egipskiej?
Często myśli pani o tym, co tu kiedyś było?
Mieszkam nieopodal Cmentarza Żydowskiego, zwykle tę trasę pokonuję piechotą, mijając wszystkie ważne dla mnie miejsca, próbując wyobrazić sobie, jak to kiedyś musiało wyglądać.