Cudzysłów w tytule nie znaczy, że słowa „nasze” i „nas” odnoszą się do ogółu obywateli kraju nad Wisłą i Odrą – rzecz dotyczy tych, którzy je reklamują w polityce, zwłaszcza międzynarodowej. Przypuśćmy, że reprezentacja Polski w kopaną gra z jedenastką reprezentującą inny podmiot, np. San Bruxello Escobar. Wedle taktyki „naszych” najważniejsze jest to, aby Franco Timmermano, as wrogiej drużyny, nie strzelił bramki.
Faktycznie, Timmermano zakończył mecz z zerowym dorobkiem, San Bruxello Escobar wygrał, „nasi” nie zdołali strzelić nawet honorowego gola. Zaraz po spotkaniu zastępca głównego coacha (naczelny nie miał czasu, bo akurat ustalał wysokość dopłat do świń) ogłosił niebywały sukces biało-czerwonych orłów (na dodatek w ramach obchodów stulecia niepodległości) i dumnie wskazał, że kibice wspierający Timmermano zostali skutecznie zastopowani przez serce Europy i jego okolice.
„Żaden Timmermano, jakiś pan, który »nas« pouczał, i jego poplecznicy nie będą nam niczego narzucać” – zapewnił zastępca coacha. Na krytykę, że „my” nie strzeliliśmy ani jednej braki, odparł, że nie ma to znaczenia, bo najważniejsze jest to, że z nami się liczą. Przypomina się dowcip o relacji agencji TASS (oficjalna agencja telegraficzna ZSRR) o wyniku wyścigu między reprezentantem ZSRR a reprezentantem USA. „Nasz reprezentant zajął zaszczytne drugie miejsce, a Amerykanin był przedostatni”. Wielki sukces.
Czytaj także: