Fakt, że wizyta w Warszawie to druga oficjalna podróż nowej przewodniczącej KE (wcześniej odwiedziła Francję, następnie wybierze się do Chorwacji), to ważny gest w stronę polskiego rządu. Z perspektywy Niemki to również absolutna konieczność. Problemy, które zapewne napotka polski kandydat na komisarza w Parlamencie Europejskim, mogą bowiem opóźnić rozpoczęcie pracy przez cały jej zespół. Choć Szczerski jest profesorem nauk społecznych, od 2017 r. szefem gabinetu prezydenta Andrzeja Dudy, wcześniej był posłem PiS i podsekretarzem stanu w MSZ, to jego przyszłość w Brukseli wcale nie jest pewna.
Czytaj też: PiS szpanuje w Europie, chociaż w kraju jest mizernie
Von der Leyen przyjechała po Polkę
Nowa Komisja Europejska ma objąć mandat 1 listopada. Aby do tego doszło, von der Leyen do końca sierpnia musi przedstawić propozycję całego – złożonego z przedstawicieli wszystkich państw członkowskich UE – składu nowej KE. 16 krajów już przedstawiło swoich kandydatów, m.in. Hiszpania czy Włochy. Teraz Ursula von der Leyen prowadzi rozmowy z pozostałymi, tak aby ostateczna układanka była do zaakceptowania dla Parlamentu Europejskiego oraz by osiągnąć parytet płci.
Od von der Leyen będzie zależało, jaki będzie zakres odpowiedzialności przyszłego polskiego komisarza, czy dostanie tzw. portfolio merytoryczne czy reprezentacyjne. Tymczasem polski rząd zignorował jej prośbę, aby przedstawić dwoje kandydatów – kobietę i mężczyznę. Wystawienie Szczerskiego może oznaczać więc, że Warszawa liczy się z jego klęską podczas jesiennych przesłuchań w Parlamencie Europejskim.
Polski rząd może się jednak spodziewać, że kwestia aprobaty europosłów dla polskiego kandydata to problem, który powinna rozwiązać sama von der Leyen.