Kraj

Szczerski kandydatem na komisarza UE. Ale czy ma szanse?

Krzysztof Szczerski Krzysztof Szczerski Jakub Porzycki / Agencja Gazeta
Kandydaturę ogłoszono po spotkaniu w Warszawie nowo wybranej przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen z premierem Mateuszem Morawieckim. Ale przyszłość Krzysztofa Szczerskiego w Brukseli nie jest pewna.

Fakt, że wizyta w Warszawie to druga oficjalna podróż nowej przewodniczącej KE (wcześniej odwiedziła Francję, następnie wybierze się do Chorwacji), to ważny gest w stronę polskiego rządu. Z perspektywy Niemki to również absolutna konieczność. Problemy, które zapewne napotka polski kandydat na komisarza w Parlamencie Europejskim, mogą bowiem opóźnić rozpoczęcie pracy przez cały jej zespół. Choć Szczerski jest profesorem nauk społecznych, od 2017 r. szefem gabinetu prezydenta Andrzeja Dudy, wcześniej był posłem PiS i podsekretarzem stanu w MSZ, to jego przyszłość w Brukseli wcale nie jest pewna.

Czytaj też: PiS szpanuje w Europie, chociaż w kraju jest mizernie

Von der Leyen przyjechała po Polkę

Nowa Komisja Europejska ma objąć mandat 1 listopada. Aby do tego doszło, von der Leyen do końca sierpnia musi przedstawić propozycję całego – złożonego z przedstawicieli wszystkich państw członkowskich UE – składu nowej KE. 16 krajów już przedstawiło swoich kandydatów, m.in. Hiszpania czy Włochy. Teraz Ursula von der Leyen prowadzi rozmowy z pozostałymi, tak aby ostateczna układanka była do zaakceptowania dla Parlamentu Europejskiego oraz by osiągnąć parytet płci.

Od von der Leyen będzie zależało, jaki będzie zakres odpowiedzialności przyszłego polskiego komisarza, czy dostanie tzw. portfolio merytoryczne czy reprezentacyjne. Tymczasem polski rząd zignorował jej prośbę, aby przedstawić dwoje kandydatów – kobietę i mężczyznę. Wystawienie Szczerskiego może oznaczać więc, że Warszawa liczy się z jego klęską podczas jesiennych przesłuchań w Parlamencie Europejskim.

Polski rząd może się jednak spodziewać, że kwestia aprobaty europosłów dla polskiego kandydata to problem, który powinna rozwiązać sama von der Leyen. Warszawa uznaje, że ma dług wdzięczności, gdyż to polska ofensywa w czerwcu obaliła kandydaturę spitzenkandydata socjalistów na szefa KE Holendra Fransa Timmermansa. Co więcej, w ocenie polityków PiS to głosy ich 26 europosłów przeważyły o sukcesie von der Leyen w głosowaniu w Parlamencie Europejskim 16 lipca (łącznie jej kandydatura otrzymała wtedy 383 głosy). Po czerwcowym szczycie w Brukseli premier Morawiecki zapowiadał, że w zamian za poparcie Polski nowa szefowa Komisji złagodzi unijną politykę w kwestii praworządności, a polski komisarz dostanie ważną tekę.

Czytaj też: Kto zostanie polskim komisarzem UE? PiS ma dwie opcje

Parlament Europejski na drodze Szczerskiego

Przed dzisiejszym spotkaniem z von der Leyen premier przypomniał, że do polskich priorytetów należy handel, energia, kwestie gospodarcze i innowacyjność. Wystawiając kandydaturę Krzysztofa Szczerskiego, premier zachwalał, że doskonale zna realia Unii i liczy na ważne portfolio gospodarcze. Ale biorąc pod uwagę, że także kwestie bezpieczeństwa były ważnym elementem rozmowy w Warszawie, a Szczerski starał się ostatnio o funkcję zastępcy sekretarza generalnego NATO, możliwym scenariuszem jest objęcie przez niego teki komisarza ds. bezpieczeństwa i przemysłu obronnego. Wielu obserwatorów spodziewa się, że takie stanowisko mogłoby powstać w nowej KE.

Zarówno polski rząd, jak i von der Leyen muszą się jednak liczyć z trudnościami, jakie polski kandydat może napotkać w Parlamencie Europejskim podczas wysłuchań. Te odbędą się jesienią (głosowanie nad składem całej Komisji Europejskiej planowane jest na koniec października). Jak pokazują niedawne klęski Beaty Szydło, niektórzy politycy PiS mogą zostać objęci tzw. kordonem sanitarnym w europarlamencie w celu ograniczenia roli partii uznawanych za antyeuropejskie lub nieprzestrzegające wspólnych wartości. Z punktu widzenia polskiego rządu kluczowe powinno być więc ustalenie strategii z nową szefową Komisji, która ułatwi kandydatowi znad Wisły przejście próby ognia.

Czytaj też: Komisja Europejska nie odpuszcza w sprawie polskich sędziów

Praworządność nie zniknie z unijnej agendy

Niektóre dotychczasowe wypowiedzi von der Leyen były dobrze odebrane przez polski rząd – wspominała m.in. o przyjęciu przez Polskę migrantów z Ukrainy, mówiła o konieczności większej wrażliwości na zróżnicowanie w Unii przy jednoczesnym utrzymaniu jedności. Jednak szczegóły programu, który nowa szefowa KE zaproponowała w Parlamencie Europejskim, są dużo mniej zgodne z linią Warszawy. Von der Leyen zobowiązała się m.in. do wprowadzenia prawnych rozwiązań mających zapewnić neutralność klimatyczną do 2050 r. (Polska zawetowała taki zapis podczas czerwcowego szczytu, nie ma już jednak mniejszości blokującej w tej kwestii) czy wprowadzenia europejskich standardów dotyczących płacy minimalnej. Dla Warszawy rozmowy z szefową Komisji to ostatni moment, aby uzyskać zapewnienia, że nowe propozycje będą zawierały rozwiązania korzystne dla polskiej gospodarki lub przynajmniej częściowo rekompensujące koszty.

Przed rozpoczęciem spotkania z Morawieckim von der Leyen podkreśliła zbieżność niektórych priorytetów swojego programu z polskimi, m.in. w kwestiach gospodarczych (wspieranie małych i średnich przedsiębiorstw i innowacyjności) czy bezpieczeństwa (podkreśliła fundamentalną rolę NATO). Mniej koncyliacyjnie zabrzmiało jej odwołanie do wartości, które łączą Europę: wolności, praworządności i poszanowania godności każdego Europejczyka. Te słowa przypominają, że choć Ursula von der Leyen przedstawia się jako obrończyni unijnej jedności, a polski rząd widzi w jej prezydencji szanse na nowe otwarcie w relacjach z Brukselą, zastrzeżenia związane z praworządnością czy innymi planowanymi przez rząd PiS reformami nie znikną z unijnej agendy.

Czytaj też: „Nasze sukcesy świadczą o nas”, czyli jak się daliśmy ograć Europie

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Rynek

Siostrom tlen! Pielęgniarki mają dość. Dla niektórych wielka podwyżka okazała się obniżką

Nabite w butelkę przez poprzedni rząd PiS i Suwerennej Polski czują się nie tylko pielęgniarki, ale także dyrektorzy szpitali. System publicznej ochrony zdrowia wali się nie tylko z braku pieniędzy, ale także z braku odpowiedzialności i wyobraźni.

Joanna Solska
11.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną