Premier Mateusz Morawiecki przyjął wprawdzie dymisję, ale powtarza myśl o konieczności wysłuchania obu stron. Równocześnie zapowiada, że wiceminister „będzie miał możliwość przedstawienia prawdziwych (sic!) okoliczności” swojego czynu, co można traktować jako jasną sugestię, kto tu kłamie. Inny wpływowy polityk PiS Jarosław Sellin także opowiada o konieczności dogłębnego zbadania sprawy. Prorokuje ponadto, że „będziemy mieli do czynienia ze wzmożoną histerią w tej sprawie ze strony totalnej opozycji i mediów”. I dodaje z przekąsem, że tak samo było w przypadku lotów marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego.
Czytaj tez: Piebiak i Ziobro idą ręka w rękę
Ziobry nikt nie tyka
Tylekroć sprawdzony w sytuacjach kryzysowych (ostatnio w związku z aferą Air Kuchciński) przekaz musi być przecież jasny: dowody wcale nie przesądzają o winie partyjnego towarzysza, a w tle jest spisek przeciwników (totalnych) dobrej zmiany.
Nikt też z obozu władzy nie podejmuje kwestii odpowiedzialności za poczynania wysokich urzędników samego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. Ujawniona korespondencja przecież wskazuje, że „Szef” mógł o akcji wiedzieć, a więc przynajmniej ją akceptować. Dla uczestników układu jest jasne, że „Szefowi” nic nie grozi. Wiceminister przyjmie drobną niedogodność w postaci dymisji, wiedząc, że partia nie da mu zrobić poważniejszej krzywdy, a kiedyś może odwdzięczy się za lojalność.