Pan Morawiecki przyjął dymisję p. Piebiaka i oświadczył, że to kończy sprawę, już nazywaną „Piebiak Gate”. Trudno się dziwić, że Handlarz Pokościelnym Mieniem Bezspadkowym jest skonfundowany tajfunem „Emilia”. Nie tylko dlatego, że – jak niegdyś oświadczył za swoim protoplastą – nie interesuje go prawo, ale sprawiedliwość polegająca, jak wiadomo, na czynieniu dobra, ale przede wszystkim z powodu niejakich możliwych perturbacji w dalszej karierze, tak pięknie rozpoczętej.
Wszystko jednak wskazuje na to, że Piebiak Gate (lub „Kasta Gate” – to od nazwy grupy rezydującej w Ministerstwie Sprawiedliwości, mającej kompromitować sędziów bardziej identyfikujących się z prawem niż sprawiedliwością w rozumieniu p. Morawieckiego) ma charakter rozwojowy. Tzw. dobra zmiana czyni bardzo wiele, aby rzecz bagatelizować i kontratakować.
Postawa wiceministra dobrej zmiany się podoba
Pan Broda, fizyk jądrowy w randze profesora, ocenia sytuację: „[Mam] nadzieję, że sędzia Piebiak nie sprzeniewierzył się zasadom niezawisłości sędziowskiej [!!!] i wbrew całej hucpie opozycji dopiero ustalenie faktów i wyjaśnienie sprawy pozwoli ją komentować”.
Wprawdzie nadzieja bywa głupia, ale ta żywiona przez p. Brodę ma pewne podstawy, ponieważ dobrozmienna (czyli niewsadzająca za czynienia dobra) prokuratura dość opieszale bada, co się wydarzyło, np. – o ile wiadomo –