PiS ma problem z prezesem NIK Marianem Banasiem. Problem na własne życzenie – na jedno z najwyższych stanowisk w państwie powołał człowieka, który robi interesy z gangsterami, ukrywa się i jest wplątany w sutenerski interes. Albo nie sprawdził go jak należy, albo świadomie wybrał człowieka umoczonego, by móc nim łatwiej sterować. Tak czy inaczej grzech pierworodny jest po stronie PiS. W dodatku trudno ten problem rozwiązać metodami praworządnymi, nawet gdyby PiS miał taką wolę.
Według ustawy o NIK prezesa można odwołać tylko, jeśli:
1) zrzekł się stanowiska
2) Sejm uzna, że stał się trwale niezdolny do pełnienia obowiązków na skutek choroby
3) został skazany prawomocnym wyrokiem sądu za popełnienie przestępstwa
3a) złożył niezgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne, stwierdzone prawomocnym orzeczeniem sądu
4) Trybunał Stanu orzekł w stosunku do niego zakaz zajmowania kierowniczych stanowisk lub pełnienia funkcji związanych ze szczególną odpowiedzialnością w organach państwowych.
Jan Hartman: Marian Banaś, czyli zdziczenie obyczajów
Czy PiS pominie Senat w sprawie Banasia?
Gdyby PiS udało się namówić Mariana Banasia do dymisji (a puszczane są plotki, że już ją złożył), to łamiąc zasady przyzwoitości, partia rządząca może szybko powołać nowego prezesa, dopóki obraduje Senat w starym składzie. Bo szefa NIK powołuje się za zgodą Senatu. Nie da się tego zmienić, tak stanowi konstytucja. Nowy Senat zdominowała opozycja i PiS musiałby się z nią dogadać. Pewnie nie zechce.
Wprawdzie regulamin Sejmu przewiduje długotrwałą procedurę (21 dni) na zgłaszanie i przegłosowanie nowego kandydata, ale zasady da się zmienić w kilkanaście minut. I nie potrzeba na to zgody Senatu. Według konstytucji (art. 109) prezydent na zwołanie pierwszego posiedzenia nowego parlamentu ma 30 dni od wyborów. Przy swoim tempie legislacyjnym PiS bez problemu zmieści się w terminie ze zmianami w regulaminie i wyborem nowego szefa NIK.
Taka kombinacja byłaby rażąco sprzeczna z nawoływaniem sprzed czterech lat – politycy PiS, w tym prezydent elekt Andrzej Duda, twierdzili, że byłoby nieetyczne, żeby już po wyborach stare, urzędujące jeszcze władze podejmowały jakiekolwiek decyzje, które będą wiązały nowe władze (dotyczyło to m.in. podpisania przez ustępującego prezydenta Bronisława Komorowskiego korzystnej dla osób transpłciowych ustawy o uzgodnieniu płci). Ale PiS etycznych zachowań wymaga tylko od swoich przeciwników. Sam z góry rozgrzesza się ze wszystkiego, zasłaniając się wolą suwerena.
Czytaj także: Banaś i nieporadność polskich służb specjalnych
Czy PiS zaryzykuje kolejną sprawę przed TSUE?
Ale wygląda na to, że Marian Banaś nie zgadza się na dymisję. W czwartek ogłosił, że wraca do pracy. Co z tym fantem zrobi PiS? Można zmienić ustawę o NIK – oczywiście także w kilka godzin. Na przykład z „niezdolności do pełnienia obowiązków” skreślić „na skutek choroby” i pozostanie: „Sejm uzna, że stał się on trwale niezdolny do pełnienia obowiązków”. Choćby dlatego, że stracił kwalifikacje moralne. To oczywiście oznaczałoby, że szefowie NIK przestają mieć jakiekolwiek gwarancje nieodwoływalności i byłoby sprzeczne z konstytucyjną pozycją NIK jako niezależnego organu kontroli władzy. Ale nie byłoby problemu, żeby Trybunał Konstytucyjny Julii Przyłębskiej nawet w ciągu kilku dni uznał taki przepis za zgodny z konstytucją.
A więc nawet jeśli Banaś nie złoży dymisji, PiS ma swoje sposoby, by zmienić szefa NIK. Sposoby bezprawne, ale korzystał już z nich tak wiele razy, że nikogo w Polsce to bardzo nie zdziwi. Zdziwiłoby jednak zapewne Komisję Europejską, bo NIK to organ, który zajmuje się m.in. kontrolowaniem wydatkowania unijnych dotacji. Jest bardzo prawdopodobne, że Komisja zaskarżyłaby nowy tryb odwoływania i powoływania szefa NIK do Trybunału Sprawiedliwości. Wygrana jest prawie pewna, bo kilka lat wcześniej (w kwietniu 2014 r. w sprawie C-288/12) TSUE zakwestionował skrócenie na Węgrzech kadencji tamtejszego Inspektora Ochrony Danych Osobowych właśnie z powodu naruszenia gwarancji jego nieusuwalności, a wiec niezależności.
Czy PiS zdecyduje się na kolejną przegraną przed TSUE (wycinka Puszczy Białowieskiej, „wycinka” sędziów SN, wiek emerytalny sędziów sądów powszechnych i być może – 19 listopada – sprawa legalności neo-KRS)?
Czytaj także: Co łączy sprawę Banasia, kampanię i Trumpa
Czy PiS skorzysta z legalnych metod?
Jest legalny sposób na pozbyć się Banasia. Dziś upłynął termin zakończenia kontroli oświadczeń majątkowych Banasia przez CBA. „Rzeczpospolita” twierdzi, że zebrano materiał na doniesienie do prokuratury, bo deklarowane dochody nie pokrywają wielkości zgromadzonego majątku. A więc bez naciągania czy zmiany przepisów można go będzie postawić przed sądem i usunąć, jeśli sąd go prawomocnie skaże. Tyle że zanim sprawa przejdzie przez wszystkie instancje, upłynie parę lat. Dopuszczenie, by człowiek mający prokuratorskie zarzuty kierował NIK, nie będzie dla PiS wygodne.
Z drugiej strony może się powołać na casus Krzysztofa Kwiatkowskiego, który przez ostatnie cztery lata szefował NIK, nie tylko mając zarzuty, ale też będąc postawionym w stan oskarżenia. Tylko że ciężar zarzutów nie jest porównywalny: z jednej strony kolesiostwo przy obsadzaniu kierowniczych stanowisk, z drugiej być może oszustwa podatkowe i sutenerski interes.
PiS ma prokuraturę, więc – za zgodą Sejmu, co nie będzie problemem – może wnieść do sądu o tymczasowe aresztowanie Banasia i w ten sposób fizycznie uniemożliwić mu sprawowanie funkcji. Tyle że na areszt musiałby się zgodzić sąd. A to cienka sprawa, bo prokuratura musiałaby udowodnić, że to konieczne dla dobra postępowania, a Banaś może uciec lub mataczyć. Tylko co może namataczyć, skoro już został skontrolowany przez CBA? A jeśli chodzi o ucieczkę – nie można przyjmować a priori, że każdy podejrzany będzie unikał wymiaru sprawiedliwości. Więc przesłanki do tymczasowego aresztowania są takie sobie. A tym bardziej do przedłużania go przez kilka lat.
PiS ma argumenty, żeby przekonać Banasia do dymisji. To od PiS zależy, czy prokuratura postawi mu zarzuty, czy nie. A jeśli postawi – to czy skończy się to aktem oskarżenia. Można więc obstawiać, że prędzej czy później się z nim dogada. Jeśli później – gdy Senat będzie już w rękach opozycji – to po prostu w NIK będzie bezkrólewie, a Izbą do czasu wyboru nowych wiceprezesów kierować będzie powołana niecały miesiąc temu, w trybie nagłym i wbrew ustawie o NIK, p.o. prezesa Małgorzata Motylow. ABW wyda jej poświadczenie dopuszczające do tajemnic, a jej kompetencje w ustawie się dopisze. I da się jej np. prawo wskazywania wiceprezesów NIK – dziś robi to marszałek Sejmu na wniosek prezesa NIK. Według ustawy to któryś z wiceprezesów zastępuje szefa NIK podczas jego nieobecności.
Czytaj także: Paraliż w NIK. Tak PiS ukrywa niewygodne dla siebie kontrole
A może PiS unieważni własną uchwałę
Wszystkie te kombinacje nie mają nic wspólnego z państwem prawa. Są prawnym kuglarstwem, psuciem państwa i kompromitacją władzy. Jeszcze bardziej obniżą pozycję Polski w Unii i wiarygodność polskich władz za granicą. Niestety, są dokładnie tym, czego po PiS można się spodziewać. Całej sprawy zresztą by nie było, gdyby nie wybrał człowieka robiącego podejrzane interesy na konstytucyjny urząd z gwarancjami niezależności.
PS A może PiS skorzystałby z wypróbowanego już na Trybunale Konstytucyjnym sposobu i unieważnił własną uchwałę o powołaniu szefa NIK? Na przykład z argumentacją, że posłowie działali w błędzie co do jego osoby? To oczywiście żart. Ale może nie dla PiS.
Czytaj także: Raport o wielkiej czystce w prokuraturze pod rządami PiS