PiS ma problem z prezesem NIK Marianem Banasiem. Problem na własne życzenie – na jedno z najwyższych stanowisk w państwie powołał człowieka, który robi interesy z gangsterami, ukrywa się i jest wplątany w sutenerski interes. Albo nie sprawdził go jak należy, albo świadomie wybrał człowieka umoczonego, by móc nim łatwiej sterować. Tak czy inaczej grzech pierworodny jest po stronie PiS. W dodatku trudno ten problem rozwiązać metodami praworządnymi, nawet gdyby PiS miał taką wolę.
Według ustawy o NIK prezesa można odwołać tylko, jeśli:
1) zrzekł się stanowiska
2) Sejm uzna, że stał się trwale niezdolny do pełnienia obowiązków na skutek choroby
3) został skazany prawomocnym wyrokiem sądu za popełnienie przestępstwa
3a) złożył niezgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne, stwierdzone prawomocnym orzeczeniem sądu
4) Trybunał Stanu orzekł w stosunku do niego zakaz zajmowania kierowniczych stanowisk lub pełnienia funkcji związanych ze szczególną odpowiedzialnością w organach państwowych.
Jan Hartman: Marian Banaś, czyli zdziczenie obyczajów
Czy PiS pominie Senat w sprawie Banasia?
Gdyby PiS udało się namówić Mariana Banasia do dymisji (a puszczane są plotki, że już ją złożył), to łamiąc zasady przyzwoitości, partia rządząca może szybko powołać nowego prezesa, dopóki obraduje Senat w starym składzie. Bo szefa NIK powołuje się za zgodą Senatu. Nie da się tego zmienić, tak stanowi konstytucja. Nowy