Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Władza w komisjach sejmowych podzielona. Piotrowicz ma godnego siebie następcę

Z 29 komisji sejmowych opozycja objęła przewodnictwo w 12. Z 29 komisji sejmowych opozycja objęła przewodnictwo w 12. Sejm RP / Facebook
Posłowie podzielili między siebie kierownicze stanowiska w komisjach sejmowych. W najważniejszych dalej będą rządzić politycy PiS, opozycja dostała te, które politycznie ważą mniej.

W poprzedniej kadencji Sejmu najbardziej popularną ze wszystkich komisji stała się komisja sprawiedliwości i praw człowieka. Pod kierownictwem Stanisława Piotrowicza (PiS) nie miała jednak dobrej sławy. Piotrowicz do historii polskiego parlamentaryzmu zapisał się jako szef komisji, który wyłączał posłom mikrofon, do 30 s ograniczał im czas wypowiedzi w poważnych dyskusjach ustrojowych i przepychał nocami ważne dla PiS ustawy sądowe. Do pomocy miał nieustraszoną Krystynę Pawłowicz, która obrażała posłów opozycji. Teraz oboje dostali rekomendację partii do Trybunału Konstytucyjnego, choć wyborcy nie chcieli już Piotrowicza nawet w Sejmie. Szefem tej ważnej sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka został właśnie Marek Ast.

Marek Ast za Stanisława Piotrowicza

Mówią o nim w PiS, że to poseł do zadań specjalnych. Pierwszy raz było o nim głośno w grudniu 2015 r., kiedy próbował bronić przed Trybunałem Konstytucyjnym zmian forsowanych przez partię. Sędzia Piotr Tuleja pytał posła o długość kadencji prezesa TK. Ast po chwili namysłu odpowiedział: dziewięć lat. Sędzia dopytał, z jakiego przepisu to wynika, na co kompletnie zdezorientowany Ast wydusił: „Jeżeli Wysoki Trybunał mógłby mi przypomnieć...”. Tuleja uciął jego męczarnie: „Dziękuję, panie pośle. Nie ma takiego przepisu”. Scena stała się przebojem sieci i obnażyła niekompetencję władzy PiS. Kiedy rozprawiano się z Trybunałem Konstytucyjnym, w czasie obrad komisji, które Ast prowadził, radził posłom opozycji, by zapisywali sobie poprawki zgłaszane przez PiS („będą mieli je na piśmie”). To była jego odpowiedź na uwagę Biura Legislacyjnego, że regulamin Sejmu wymaga, aby poprawki były zgłaszane pisemnie. A kiedy opozycja wygrała głosowanie nad ogłoszeniem przerwy w obradach komisji, Ast zarządził – bezpodstawnie – powtórkę głosowania, kiedy w sali zebrała się wystarczająca liczba posłów PiS, aby opozycję przegłosować.

Prezes Kaczyński wspomina Asta w swojej książce, kiedy mówi o ludziach, którzy wspierali go w tworzeniu PC. Biorąc pod uwagę, że PiS wcale nie zamierza zwalniać, jeśli chodzi o ustawy sądowe, Marek Ast wydaje się „godnym” następcą Stanisława Piotrowicza.

Schetyna już nie pokieruje komisją spraw zagranicznych

Opozycja wytyka PiS-owi, że zabrała jej właśnie przewodnictwo w komisji spraw zagranicznych. Jednak trzeba przypomnieć Platformie Obywatelskiej, że kiedy ona rządziła, to się tym stanowiskiem w komisji spraw zagranicznych z PiS-em nie podzieliła. Fakt – w poprzedniej kadencji PiS pozwolił rządzić tu Grzegorzowi Schetynie, ale teraz widać zmienił zdanie.

Szefem komisji spraw zagranicznych został Zbigniew Rau. Kiedyś mówił o sobie, że jest liberałem z dużym sercem konserwatysty w sprawach obyczajowych. Ostatnio był wojewodą łódzkim. W czasie stanu wojennego przebywał na brytyjskich, amerykańskich i australijskich uniwersytetach. Był stypendystą, a później wykładowcą. Był też senatorem PiS (kadencja 2005–07). Z komisji spraw zagranicznych zapamiętał Raua Stefan Niesiołowski i tak opowiadał o nim łódzkiej „Gazecie Wyborczej”: „Wrażenie wywarł niezłe. Był mocno PiS-owski, ale nie jest to PiS-owski matoł. Wyróżniał się poprawnym sposobem argumentowania. Na tle PiS-owskich orłów Rau wypadał korzystnie. Nie bredził, a nawet powiedział parę sensownych rzeczy. Natomiast trudno mi zrozumieć, że człowiek wykształcony i oczytany może nie zareagować na brednię smoleńską, że Tusk to morderca, że rządzą krajem zdrajcy i złodzieje, że Polska po 1989 r. to jest upadek. On przeciwko temu nie protestował, tylko milcząco akceptował. Robił wrażenie człowieka zalęknionego i posłusznego”.

Edukacja dla PiS, sprawy społeczne dla Lewicy

PiS w tej kadencji odebrał też Platformie przewodnictwo w komisji edukacji. Dziś politycy partii rządzącej przyznają, że kiedy w poprzedniej kadencji przeprowadzali kontrowersyjną reformę edukacji, trzeba było tę komisję zachować u siebie, a nie oddawać ją Rafałowi Grupińskiemu (PO). Teraz będzie jej szefować Mirosława Stachowiak-Różecka, wrocławska posłanka PiS.

Lewicy PiS oddał natomiast przewodnictwo komisji polityki społecznej i rodziny. Pokieruje nią Magdalena Biejat, działaczka społeczna współpracująca z wieloma organizacjami pozarządowymi, członkini partii Razem. Ta decyzja spotkała się z krytyką niektórych posłów Zjednoczonej Prawicy. Zasiadający w komisji Janusz Śniadek z PiS ocenił, że „żadne decyzje nie są nieodwracalne ani ostateczne”. Podkreślał jednak, że mimo większości w Sejmie jego partia „nie może przejąć każdej z komisji”. Swoją kandydaturę na szefa tej komisji zgłosił także Grzegorz Braun z Konfederacji. Jak tłumaczył, zgłosił się, bo „ważą się w niej sprawy życia i śmierci”. Dodał, że chciałby, „żeby człowiek był bezpieczny w Polsce, żeby życie ludzkie nie było zagrożone. Aborcja z przesłanek eugenicznych jest zamachem na nasze zasady cywilizacyjne”.

Ważna komisja dla Marka Suskiego i Roberta Winnickiego

Marek Suski (PiS) został jednogłośnie wybrany na szefa sejmowej komisji ds. energii i skarbu państwa. Na dobre pożegnał się z KPRM i wrócił do Sejmu. Przypomnijmy, że w poprzednim rządzie pełnił funkcję szefa gabinetu politycznego Mateusza Morawieckiego. Komisja wybrała też, bez głosów sprzeciwu, wiceprzewodniczących tej komisji. Jednym z nich został Robert Winnicki. „Będę zabiegał o rzeczową debatę m.in. na temat: Pakietu Klimatycznego, przyszłości polskiego górnictwa, odnawialnych źródeł energii, energetyki jądrowej czy realnej dywersyfikacji dostaw gazu” – napisał na Twitterze poseł Konfederacji.

Czytaj także: Witek marszałkinią Sejmu. Z wyborem wicemarszałków PiS czekał na Senat

Komisja służb specjalnych znów pod nadzorem PiS

Już na początku minionej kadencji Sejmu posłowie PiS przegłosowali zmianę regulaminu Sejmu, która zlikwidowała rotacyjne kierownictwo komisji służb specjalnych. Specjaliści od parlamentaryzmu i służb ostrzegali, że to złamanie ważnej zasady demokratycznej kontroli nad służbami specjalnymi. Ta komisja ma mieć siedmiu członków, czterech z PiS, trzech z opozycji. Niestety, znów bez rotacyjnego przewodnictwa. Jeszcze nie wiadomo, kto z PiS nią pokieruje.

Znaczenie komisji w ostatniej kadencji spadło

Komisje sejmowe odgrywają ważną rolę w procesie legislacyjnym. Na forum izby podejmuje się ważne decyzje dotyczące przyjęcia lub odrzucenia projektu ustawy, natomiast konkretne rozwiązania wypracowywane i przygotowywane są właśnie w wyspecjalizowanych komisjach. Niestety, w ostatniej kadencji znaczenie komisji drastycznie spadło. Stały się maszynką do przepychania projektów przygotowanych przez partię lub rząd.

Z 29 komisji sejmowych opozycja objęła przewodnictwo w 12, jednak i tu PiS ma większość w prezydiach, czyli może przegłosować opozycyjnych przewodniczących.

Czytaj także: Zaufany człowiek Morawieckiego szefem resortu finansów. Kim jest Tadeusz Kościński?

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną