Z punktu widzenia czystej retoryki już poprzednie exposé Mateusza Morawickiego z grudnia 2017 r. było bardzo dobre. Co więcej, było też niesłychanie lewicowe czy też, to modne ostatnio słowo, progresywne. Wystarczy przypomnieć, że Morawiecki listę najważniejszych zadań dla swojego rządu rozpoczął wtedy od... służby zdrowia i ochrony środowiska. Wśród swoich priorytetów wspomniał też o równości praw, szans dla kobiet i mężczyzn oraz walce z przemocą domową. Podobną mowę mógłby wygłosić dowolny europejski socjaldemokrata.
Czytaj też: Cztery lata rządów PiS: Straciliśmy renomę państwa praworządnego
Rzeczywistość za Morawieckiego skrzeczy
Problem w tym, że ówczesne zapowiedzi premiera zupełnie rozminęły się z rzeczywistością, a osiągnięcia jego rządu w tych teoretycznie priorytetowych dziedzinach są wyjątkowo nikłe. We wszelkich statystykach związanych z ochroną środowiska, z czystością powietrza na czele, Polska wciąż wlecze się w europejskim, a nawet globalnym ogonie. Ba, w wypadku służby zdrowia jest dużo gorzej niż było, co gołym okiem widział każdy Polak, który w ciągu ostatnich dwóch lat zjawił się choć raz w aptece (chroniczny brak wielu podstawowych leków), przychodni (rosnące kolejki), czy – nie daj Boże – na szpitalnym oddziale ratunkowym, tzw. SOR-ze (kompletna zapaść).