Kraj

Co będzie dalej z nową KRS? Wstyd i nic więcej

Siedziba Krajowej Rady Sądownictwa Siedziba Krajowej Rady Sądownictwa Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Listy poparcia kandydatów do neo-KRS pokazują, że wyboru sędziów do tego ciała dokonano wbrew prawu. Co z tego wyniknie? Zapewne nic poza wstydem. Oczywiście jeśli wybierani i wybierający znają to uczucie.

Walka o ujawnienie list była długa, a ich publikacja jest zwycięstwem. Choć niepełnym, bo ujawniono tylko skany. Niektóre naruszenia można by udowodnić tylko na podstawie oryginałów. Trzeba mieć nadzieję, że olsztyński Sąd Okręgowy, który rozpatruje sprawę odebraną Pawłowi Juszczyszynowi, nie odstąpi od żądania wobec Kancelarii Sejmu udostępnienia mu kompletu dokumentów. Trudno sobie wyobrazić, jaki tym razem władza znalazłaby pretekst, aby odmówić.

Autopoparcie Nawackiego

Bez oryginałów można stwierdzić brak wymaganego ustawą poparcia dla sędziego Macieja Nawackiego, prezesa Sądu Rejonowego w Olsztynie (jego nominacja do sądu okręgowego czeka na podpis prezydenta Andrzeja Dudy). Cztery olsztyńskie sędzie wycofały poparcie dla niego przed złożeniem list w Kancelarii Sejmu. Argument, że nie mogły tego zrobić, bo z poparciem jest jak z „głosami wrzuconymi do urny wyborczej”, upadł doszczętnie właśnie po analizie ujawnionych list. Na tych Leszka Mazura czy Marka Jaskulskiego też są wykreślone nazwiska, a u Jaskulskiego przekreślono nawet całą jedną stronę (ale zebrał wystarczająco dużo).

W dodatku Nawacki poparł sam siebie, co jest niedopuszczalne, bo według konstytucji sędziowie w Krajowej Radzie Sądownictwa są „przedstawicielami sędziów”, a nie siebie – „autopoparcie” nie może się więc liczyć.

Tylko czy ten jeden przypadek wystarczy? Powinien. PiS zdecydował się wybrać wszystkich sędziów do neo-KRS w jednym głosowaniu, więc wady jednej listy podważają wybór wszystkich sędziów.

Czytaj także: Listy poparcia do neo-KRS jawne. O co chodzi w tej grze?

Czcionką maszynową albo ręcznie

Potwierdziło się, że kandydaci podpisywali sobie nawzajem listy z poparciem. To samo w sobie, choć kompromitujące, nie jest nielegalne. Ale można dyskutować nad ważnością poparcia udzielonego im przez sędziów pracujących w Ministerstwie Sprawiedliwości. Podpisywali się wielu kandydatom i wiele wskazuje, że byli w sytuacji przymusowej, bo podpisów oczekiwali od nich przełożeni. Ale to „tylko” wstyd (jeśli potrafią się wstydzić).

Problematyczne jest zaś to, czy podpisy te powinny się liczyć jako wyraz poparcia środowiska. Sędziowie delegowani do resortu, choć zachowują tytuł sędziego, mają zakaz wykonywania czynności sędziowskich. Spędzając na takiej delegacji kilka–kilkanaście lat, są kimś w rodzaju sędziów w zawieszeniu. A więc nie mogą raczej podpisywać poparcia jako sędziowie, podobnie jak nie mogą sądzić.

Kolejna rzecz, która wynika z analizy kopii list poparcia do neo-KRS: wiele wskazuje, że niektóre podpisy mogły być zbierane in blanco, a to z pewnością byłoby sprzeczne z przepisami. Agnieszka Niklas-Bibik, słupska sędzia z wieloletnim doświadczeniem orzekania w sprawach karnych, uważa podejrzenie zbierania podpisów in blanco za poważne. Niektóre listy mają dopisane nazwisko kandydata inną czcionką. Wygląda, jakby ktoś dopisał je na gotowym wydruku na maszynie do pisania.

Czytaj także: Ziobro będzie „reformował” sądy aż do zapaści

Dopisane dane czcionką maszynową ma jedna lista Joanny Kołodziej-Michałowicz, jedna lista Jędrzeja Kondka, jedna lista Zbigniewa Łupiny i jedna lista Jarosława Dudzicza. Jedna lista Leszka Mazura w ogóle nie ma nagłówka, a wszystkie listy Mariusza Witkowskiego mają ręcznie dopisane dane kandydata.

Tylko analiza oryginałów mogłaby potwierdzić, czy w nagłówku nazwiska dopisano na maszynie. Natomiast tam, gdzie dane kandydata wpisano ręcznie (w miejscach wykropkowanych), dowodzić tego nie trzeba. Wszystko to razem wskazuje na możliwość zbierania podpisów in blanco. Nie trzeba być prawnikiem, by stwierdzić, że podpis in blanco nie oznacza poparcia konkretnej osoby, a co najwyżej linii partii czy innego zwierzchnictwa. Do tego blisko połowa osób, które podpisały się na listach – nieraz wielokrotnie – to sędziowie awansowani przez nową władzę. Łatwo więc zrozumieć, na jakiej zasadzie mogły być zbierane podpisy in blanco.

Czytaj także: Czy Bruksela powstrzyma ustawę kagańcową?

Po podpisy na drugi koniec Polski

Sędzia Agnieszka Niklas-Bibik w analizie przygotowanej dla portalu sedziowielodzcy.pl zwraca uwagę, że część kandydatów na listach nie ma żadnych podpisów z macierzystego sądu czy okręgu sądowego. Tak jest np. z Joanną Kołodziej-Michałowicz z Sądu Rejonowego w Słupsku. Na 28 podpisów 13 pochodzi od pracowników resortu, a reszta z sądów krakowskich lub w ogóle z południowych rejonów Polski (np. z Dąbrowy Górniczej). Dlaczego Kołodziej-Michałowicz peregrynowała po podpisy na drugi koniec Polski?

Warto przypomnieć, że rozwiązanie dawnej KRS i powołanie nowej, wybranej przez polityków, środowisko sędziowskie gremialnie skrytykowało jako upolitycznienie konstytucyjnego organu stojącego na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów. Zbojkotowało start i podpisywanie list poparcia. To, że część sędziów nie zebrała podpisów we własnym środowisku, tylko od sędziów, którzy ich być może nawet nie znali, świadczy o tym, że nie są „przedstawicielami sędziów” w świetle konstytucji.

Bez analizy oryginałów list i dowodzenia poparcia in blanco można więc powiedzieć, że przy wyborach do neo-KRS złamano prawo.

Czytaj także: Gdy władza nie wykonuje wyroków

I co teraz z neo-KRS?

Mamy satysfakcję moralną, że wymogliśmy na władzy ujawnienie list. Tyle że jeśli władza nie będzie miała takiej woli, nie da się na tej podstawie wymusić prawnie rozwiązania neo-KRS i powołania nowej, tym razem zgodnie z konstytucyjnymi wymogami. Unieważnienie wyborów do neo-KRS mogłoby nastąpić tylko na podstawie wyroku sądu. Ale w jakiej procedurze? Kto miałby skarżyć, kogo, o co? Nie ma przepisu, na podstawie których można by to zrobić.

Jak do niedawna sądzono, Trybunał Sprawiedliwości UE orzeknie, że neo-KRS została wadliwie wybrana i dlatego jej nominacje sędziowskie są nieważne. I w ten sposób, kwestionując kolejne powołania sędziowskie, zmusi się władze do prawidłowego wyboru KRS. Ale TSUE, a za nim Sąd Najwyższy w składzie trzech połączonych izb orzekły, że wadliwe powołanie to za mało. Trzeba jeszcze wykazać, że w konkretnych warunkach wpływa to na niezależność sędziego.

Skoro więc to nie wystarczy – to nie ma prawnego narzędzia do likwidacji neo-KRS. Ujawnione listy na pewno ułatwią poszczególnym składom sędziowskim badanie, czy dany neosędzia może orzekać w danej sprawie. Ale na tym koniec. Nowa KRS się nie zdelegalizuje.

Czytaj także: Mamy chaos, czyli stan dwuprawia

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną