Teraz inny sędzia dostanie sprawę, w której Paweł Juszczyszyn zażądał list poparcia dla kandydatów do nowej, wyłonionej przez PiS Krajowej Rady Sądownictwa. Jest prawdopodobne, że będzie to sędzia „dobrej zmiany”. A jeśli nie, to ten nowy będzie miał dylemat, czy uznać zawieszenie Juszczyszyna za prawomocne. A jeśli zechce kontynuować sprawę przekazania sądowi list poparcia do neo-KRS, to jemu także będzie grozić dyscyplinarka i zawieszenie w obowiązkach do czasu jej zakończenia. Może to potrwać nawet osiem lat, bo po takim czasie ustaje karalność deliktu dyscyplinarnego.
Czytaj też: Sędzia Juszczyszyn żąda dokumentów od Ziobry
W normalnym państwie i w państwie PiS
Sprawa pokazuje działanie ciągu technologicznego skonstruowanego przez PiS, w którym jakakolwiek nieodpowiadająca partii rządzącej decyzja sądu spotyka się z represją i neutralizacją za pomocą posłusznego aparatu. W tym konkretnym przypadku sędzia Sądu Okręgowego Paweł Juszczyszyn, badając – zgodnie z procedurą cywilną – prawidłowość obsadzenia sądu pierwszej instancji, zwrócił się o listy poparcia do neo-KRS do szefowej Kancelarii Sejmu. Odmówiła.
I teraz sędziego odsunęła od orzekania obsadzona przez PiS Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego. Ta sama, która została w styczniu – uchwałą połączonych trzech Izb Sądu Najwyższego – zawieszona jako wybrana w nieważnej procedurze i niespełniająca kryteriów niezależnego sądu wyznaczonych przez Trybunał Sprawiedliwości UE w wyroku z 19 listopada.
Ta uchwała jest bezwzględnie obowiązującym prawem dla sędziów SN i wszystkich jego izb – także dyscyplinarnej. Ta ostatnia wydała jednak „stanowisko”, że nie będzie się do niej stosować. To równie niesłychane, co swego czasu niepublikowanie wyroków Trybunału Konstytucyjnego przez premier Beatę Szydło. I w normalnym państwie powinno się natychmiast skończyć odebraniem sędziom Izby immunitetów oraz procesem o nadużycie władzy.
Czytaj też: Kasta zrobiła „Kastę”, czyli ostateczna bitwa z sędziami
Praworządność przegrywa z posłuszeństwem
W tym samym czasie władza zaskarżyła uchwałę połączonych izb SN do Trybunału Julii Przyłębskiej, wymyślając nieistniejący spór kompetencyjny między najważniejszym sądem w Polsce a Sejmem oraz prezydentem. I Trybunał „zawiesił” obowiązywanie uchwały.
„Zawieszenie” jest nielegalne, bo spór kompetencyjny to fikcja. A poza tym nie stosuje się do Izby Dyscyplinarnej, bo wydano je po tym, jak SN stwierdził, że nie ma ona prawa orzekać – czyli skutek już nastąpił, a „zawieszenie” trybunalskie, nawet jeśli działa, to na przyszłość, a nie wstecz.
Wniosek? Zawieszenie Juszczyszyna przez zawieszoną wcześniej Izbę Dyscyplinarną nie wywołuje skutków prawnych. Tylko co z tego, skoro nieważne prawnie postanowienie przesłane będzie prezesowi i dyrektorowi sądu, mianowanym przez ministra Zbigniewa Ziobrę. Prezesem macierzystego dla Juszczyszyna Sądu Rejonowego w Olsztynie jest Maciej Nawacki, czyli... członek neo-KRS. I wokół listy poparcia dla niego jest najwięcej wątpliwości, bo czworo sędziów wycofało podpisy przed złożeniem listy w Kancelarii Sejmu.
Mianowani przez ministra urzędnicy odbiorą teraz sędziemu Juszczyszynowi sprawy do sądzenia, nie będą go wyznaczać do losowania nowych i zabiorą mu 40 proc. uposażenia (zawieszony sędzia nie może dorabiać inaczej niż pracą naukową i wykładami akademickimi). Praworządność przegra z posłuszeństwem.
PiS zapewnił sobie aparat wykonawczy do egzekwowania bezprawia.
Czytaj także: Jedzie walec PiS. Sędzia zdyscyplinowany za niezawisłość