Cudzysłów w tytule zostanie wyjaśniony później – a na razie przytoczę wypowiedź p. Kamińskiego (Mariusza), że „żaden praworządny obywatel nie musi się niczego obawiać [ze strony służb]”. Wypowiedź ob. Kamińskiego przypominała to, co opowiadał jeden z jego poprzedników, pełniący tę funkcję w 1982 r. Z tym że ob. Kiszczak uspokajał, że ci, co przestrzegają prawa, nie mają powodu do obaw.
Różnica między praworządnością a przestrzeganiem prawa jest istotna. Aby rzecz wyjaśnić, zreferuję pewną dyskusję, jaka toczyła się w Polsce po 1956 r., a dotyczyła praworządności. Protagonistami byli dwaj czołowi teoretycy prawa, mianowicie Stanisław Ehrlich (Warszawa) i Kazimierz Opałek (Kraków). Pierwszy definiował praworządność zgodnie z art. 4.2 konstytucji z 1952 r. powiadającym, że ścisłe przestrzeganie prawa jest podstawowym obowiązkiem zarówno organów państwa, jak i jego obywateli. Wynika z tego, że podmiotami praworządności (lub działań niepraworządnych) są (bywają) zarówno obywatele, jak i organy państwa. Opałek odwoływał się do etymologii i wywodził, że skoro praworządność to tyle co rządzenie przy pomocy prawa, to praworządne lub nie mogą być wyłącznie organy państwa (i w tym sensie ich działania naruszają prawo lub nie), natomiast obywatele przestrzegają przepisów lub je przekraczają. Inaczej mówiąc: praworządność jest szczególnym przypadkiem przestrzegania prawa.
Czytaj też: Mizeria retoryczna dobrej zmiany
Prawo dla obywatela, prawo dla władzy
Obie koncepcje rodzą dwa ważne problemy.