Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Przyszło CBA do NIK. Chodziło o notatnik Banasia?

Marian Banaś podczas obrad sejmowej komisji kontroli państwowej. Listopad 2019 r. Marian Banaś podczas obrad sejmowej komisji kontroli państwowej. Listopad 2019 r. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Okazuje się, że sposób działania pisowskich służb może być trudny do wyobrażenia nawet dla Mariana Banasia, znającego przecież dobrze ludzi z partii Jarosława Kaczyńskiego.

Podstawowym celem niedawnego przeszukania przez agentów Centralnego Biura Antykorupcyjnego gabinetu Mariana Banasia miał być jego osobisty notatnik – zasugerował w TVN 24 jego pełnomocnik mec. Marek Małecki. Rzucił jeszcze jedną sugestię: „wszyscy wiedzą”, że jego klient ma zwyczaj odnotowywania każdego spotkania, podejmowanych czynności i planów.

Wniosek? CBA nie szukało dowodów na potrzeby śledztwa w sprawie niejasności w oświadczeniach majątkowych Banasia. Agentom, a więc być może także ich szefom, chodziło ponoć o zdobycie informacji: co może wiedzieć prezes NIK na temat różnych nieprawidłowości w rozmaitych wrażliwych instytucjach państwowych i co w związku z tym zamierza zrobić.

Banaś w odpowiedzi na zarzuty (oraz demonstracyjne odsunięcie od łask prezesa PiS) rzucił do boju swoich kontrolerów, zlecając znienacka zajęcie się kulisami funkcjonowania CBA, Prokuratury Krajowej, resortu sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry oraz publicznej telewizji Jacka Kurskiego.

Strategia obrony zastosowana przez mecenasa jest oczywista. Jej symbolem niech będą opowieści, jak odpowiedzialnym państwowcem był i jest Banaś, podkreślanie, że nie ma podstaw do jego dymisji, i zapewnianie, że będzie „najlepszym prezesem NIK”.

Czytaj także: Kamiński powinien stracić stanowisko. Tego wymaga racja stanu

Bezprawie i niesprawiedliwość

Niezależnie od nieścisłości w oświadczeniach majątkowych prezesa NIK i jego wątpliwych interesów (ujawnionych przez media, a nie przez nadzorowane przez PiS służby) – sprawa odsłania dużo poważniejszy problem.

Reklama