Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Jak oddać pieniądze TVP i cnoty nie stracić

Prezydent Andrzej Duda na spotkaniu w Szczytnie Prezydent Andrzej Duda na spotkaniu w Szczytnie Arkadiusz Stankiewicz / Agencja Gazeta
Andrzej Duda ugiął się pod presją partii i podpisał ustawę o finansowaniu mediów publicznych. PiS poświęcił prezesa TVP Jacka Kurskiego, żeby kapitulację prezydenta przedstawić jako zwycięstwo.

Opozycja zagoniła prezydenta w kozi róg: musiał wybierać między potrzebami telewizji publicznej, która w powszechnym odczuciu, nawet elektoratu PiS, kojarzy się głównie z partyjną propagandą, a problemami chorych na raka i niedofinansowanej onkologii. Podczas kampanii ten kontrast jest aż nadto wyraźny. Po wulgarnym geście Joanny Lichockiej wydawało się, że sytuacja jest beznadziejna. Środkowy palec posłanki stał się symbolem triumfalizmu obozu władzy i pogardy wobec opozycji oraz dużej części społeczeństwa.

Czytaj też: Jak się robi kampanię

Porażka Dudy, czyli zwycięstwo

Prezydent nie miał dobrego wyjścia z tej sytuacji, choć długo zdawało się, że weto będzie najlepszym z możliwych. Duda mógłby pokazać, że jest w stanie samodzielnie podejmować decyzje wbrew swojemu obozowi. I wyglądało na to, że wszystko idzie w tę stronę, a ludzie z Pałacu dyskretnie prężyli muskuły. Oficjalnie mówili, że Duda zastanawia się i konsultuje, w kuluarach dawali znać, że szykuje weto. Przecież to prezydent, który w swojej inauguracyjnej mowie nazwał się „człowiekiem niezłomnym”.

Niewiele wyszło z tego prężenia muskułów. Duda ugiął się pod presją prezesa Jarosława Kaczyńskiego i ustawę podpisał. Okazało się więc, że zakulisowe rozmowy dotyczyły nakreślenia takich warunków kapitulacji, żeby móc ją przedstawić jako honorową. Ba, nawet jako zwycięstwo! Dlatego już przed kilkoma dniami w Wirtualnej Polsce pojawił się kontrolowany przeciek, że Duda „postawił ultimatum”: ustawę podpisze, jeśli posadę utraci prezes TVP Jacek Kurski (z którym prezydent się użerał od lat). I rzeczywiście głowa Kurskiego ma polecieć, co ogłosił szef Rady Mediów Narodowych Krzysztof Czabański.

Na wszelki wypadek PiS przysłał prezydentowi na nocną konferencję prasową premiera Mateusza Morawieckiego, choć obaj nie mieli za dużo do powiedzenia. Powtarzali, że dbają o los ośrodków regionalnych TVP i regionalnych rozgłośni Polskiego Radia, transmisje sportowe i wspieranie misji mediów publicznych. Morawiecki chwalił się rządowymi wydatkami na onkologię i ogłosił, iż rozmawia z prezydentem o „funduszu medycznym”, lecz bez żadnych szczegółów. Z kolei Duda mówił o roli mediów publicznych w profilaktyce raka, choć gołym okiem widać, że priorytety TVP są zupełnie gdzie indziej.

Kaczyński się nie ugiął, opozycja dostała szansę

Co z tego wynika? W PiS zwyciężyła opcja, że nie należy się cofać pod naciskiem opozycji i części opinii publicznej, a na obecnym etapie kampanii najważniejsze jest utwardzanie elektoratu, który w razie weta mógłby się poczuć zdezorientowany. Tyle wystarczy, żeby pewnie wejść do drugiej tury. Głosy centrowych wyborców mogą się przydać dopiero w tym głosowaniu, a do tego jeszcze sporo czasu. Kaczyński po raz kolejny potwierdził, że chce prowadzić politykę na swoich warunkach, co wielu wyborców wciąż ceni.

Opozycja, która przy okazji tej ustawy po raz pierwszy od dłuższego czasu przejęła inicjatywę, będzie teraz próbowała wykorzystać decyzję prezydenta. Wykazać, że oznacza porażkę Dudy, ugruntowanie opinii, że jest niesamodzielny i w kluczowych kwestiach musi słuchać swojego zaplecza. Gest Lichockiej znalazł się na plakatach, Małgorzata Kidawa-Błońska do ostatniego dnia apelowała o weto, wcześniej Władysław Kosiniak-Kamysz mówił o „Adrianie uwieszonym klamki prezesa”. Teraz taki przekaz zyskał dodatkowe potwierdzenie. Lecz kryzys w sprawie finansowania TVP ma także inne konsekwencje.

Czytaj także: PiS szantażuje Dudę? Bez przesady

Koniec „biało-czerwonej drużyny”

Nie potwierdziły się spekulacje niektórych obserwatorów, że cała sprawa była ustawką, która ma doprowadzić do weta i uwiarygodnić Dudę w roli „samodzielnego prezydenta”. Wprost przeciwnie, harce wokół ustawy obnażyły głębokie podziały wśród rządzących. Kolejne przecieki – o „żądaniu dymisji” Kurskiego, nieudanym, 11-minutowym spotkaniu Kaczyński–Duda i groźbie wysunięcia przez PiS innego kandydata na prezydenta – odkryły emocje polityków obozu władzy, którzy omalże publicznie rzucili się sobie do gardeł.

Sztab prezydenta to nie jest już zgodna „biało-czerwona drużyna”, która w 2015 r. wspólnie zasuwała po kilkanaście godzin dziennie na sukces kampanii. Zaplecze Dudy jest skłócone i okazuje się, że od interesu kampanii często ważniejsze są interesy poszczególnych polityków czy frakcji. A podzielony i niezbyt entuzjastyczny sztab to recepta na porażkę, o czym boleśnie się przekonał chociażby Bronisław Komorowski.

Czytaj też: „Niefortunna stopklatka”. Jak TVP ograła sprawę Lichockiej

Czarna seria błędów i wpadek

Kłótnie i bałagan w obozie władzy już przekładają się na błędy w kampanii Dudy. Konwencja prezydenta była wystawna, a jednocześnie pozbawiona treści. Wystąpili na niej wyłącznie prominentni politycy PiS, premierzy z ramienia tej partii: Jarosław Kaczyński, Mateusz Morawiecki i Beata Szydło. Buńczuczne wypowiedzi Dudy wokół sądownictwa o „obcych językach” i „sprzątaniu polskiego domu” jeszcze pogłębiły poczucie sklejenia prezydenta z partią i oderwania od problemów wyborców.

Do tego doszły kolejne gafy i niezręczności, których ukoronowaniem była krążąca już w postaci memów scena podpisania ustawy kolejowej przy stoliku ustawionym na peronie. Chyba nawet najbliższe otoczenie prezydenta musiało przeczuwać, że zapowiada się katastrofa, bo – widać to na zdjęciach – wszyscy ustawili się w bezpiecznej odległości. Błędy wizerunkowe lubią się kumulować, a każda taka wpadka, zgodnie z prawem serii, napędza kolejne. Nie bez powodu w PiS i sztabie prezydenta mówi się o konieczności „restartu kampanii” i zwołania konwencji programowej.

Koronawirus przykryje?

Oczywiście problemy Dudy nie oznaczają, że znalazł się na przegranej pozycji. Wciąż jest zdecydowanym liderem sondaży i faworytem. Zgromadził wielki kapitał, więc jego część może bezkarnie roztrwonić, a na koniec i tak wygrać. I to mimo że wizerunek profesjonalnej i bezbłędnej machiny kampanijnej PiS został poważnie nadszarpnięty.

Zwłaszcza że kampania zmierza w nieprzewidzianym do tej pory kierunku. Wygląda na to, że zdominuje ją problem epidemii koronawirusa oraz reakcji władz i służby zdrowia na zagrożenie. Ten temat już teraz przeważa w mediach i w najbliższych tygodniach to się nie zmieni. W PiS zwyciężyła zapewne cyniczna kalkulacja, że za parę dni wszyscy będą mówili o medycynie już tylko w kontekście wirusa, a o losach chorych na raka i onkologii zapomną. A narzekania opozycji się spacyfikuje, bo przecież kraj jest w zagrożeniu, więc zgromadźmy się wokół flagi i „wszystkie ręce na pokład”.

Czytaj też: Dylemat opozycji. Walczyć z PiS czy między sobą

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną