Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Jak oddać pieniądze TVP i cnoty nie stracić

Prezydent Andrzej Duda na spotkaniu w Szczytnie Prezydent Andrzej Duda na spotkaniu w Szczytnie Arkadiusz Stankiewicz / Agencja Gazeta
Andrzej Duda ugiął się pod presją partii i podpisał ustawę o finansowaniu mediów publicznych. PiS poświęcił prezesa TVP Jacka Kurskiego, żeby kapitulację prezydenta przedstawić jako zwycięstwo.

Opozycja zagoniła prezydenta w kozi róg: musiał wybierać między potrzebami telewizji publicznej, która w powszechnym odczuciu, nawet elektoratu PiS, kojarzy się głównie z partyjną propagandą, a problemami chorych na raka i niedofinansowanej onkologii. Podczas kampanii ten kontrast jest aż nadto wyraźny. Po wulgarnym geście Joanny Lichockiej wydawało się, że sytuacja jest beznadziejna. Środkowy palec posłanki stał się symbolem triumfalizmu obozu władzy i pogardy wobec opozycji oraz dużej części społeczeństwa.

Czytaj też: Jak się robi kampanię

Porażka Dudy, czyli zwycięstwo

Prezydent nie miał dobrego wyjścia z tej sytuacji, choć długo zdawało się, że weto będzie najlepszym z możliwych. Duda mógłby pokazać, że jest w stanie samodzielnie podejmować decyzje wbrew swojemu obozowi. I wyglądało na to, że wszystko idzie w tę stronę, a ludzie z Pałacu dyskretnie prężyli muskuły. Oficjalnie mówili, że Duda zastanawia się i konsultuje, w kuluarach dawali znać, że szykuje weto. Przecież to prezydent, który w swojej inauguracyjnej mowie nazwał się „człowiekiem niezłomnym”.

Niewiele wyszło z tego prężenia muskułów. Duda ugiął się pod presją prezesa Jarosława Kaczyńskiego i ustawę podpisał. Okazało się więc, że zakulisowe rozmowy dotyczyły nakreślenia takich warunków kapitulacji, żeby móc ją przedstawić jako honorową. Ba, nawet jako zwycięstwo! Dlatego już przed kilkoma dniami w Wirtualnej Polsce pojawił się kontrolowany przeciek, że Duda „postawił ultimatum”: ustawę podpisze, jeśli posadę utraci prezes TVP Jacek Kurski (z którym prezydent się użerał od lat).

Reklama