Kadencja pierwszej prezes Sądu Najwyższego Małgorzaty Gersdorf kończy się 30 kwietnia. Na początku tego miesiąca miało się odbyć Zgromadzenie Ogólne Sędziów SN, które powinno wskazać pięciu kandydatów, a spośród nich prezydent wybrałby nowego prezesa. Najpierw Gersdorf przełożyła je na 21 kwietnia z powodu pandemii i nakazu samoizolacji, a teraz drugi raz odwołała termin. Nie wskazała nowej daty. Uznała, że zgromadzenie będzie się mogło odbyć po zniesieniu ograniczeń.
Czytaj też: Sędziowie pod ścianą
Duda wyznaczy „komisarza” w Sądzie Najwyższym
To oznacza – według prawa uchwalonego przez PiS w ustawie „kagańcowej” – że Andrzej Duda po zakończeniu kadencji Gersdorf zapewne wyznaczy „komisarza”, który będzie pełnił obowiązki do czasu wyboru nowego prezesa. Tak też interpretował dziś przepisy rzecznik prezydenta Błażej Spychalski.
Wygląda na to, że prezes Gersdorf oddała władzę walkowerem. Ale jeśli się spojrzy na przepisy uchwalone przez obóz władzy, to wynika z nich, że „starzy” sędziowie i tak nie mieliby szansy na taki wybór, by w piątce kandydatów przedstawionych Dudzie nie znalazł się przynajmniej jeden sędzia mianowany przez stworzoną przez PiS neo-KRS. A taki sędzia – według wyroku TSUE i głośnej uchwały trzech połączonych Izb SN nie można ufać w jego bezstronność – zapewne byłby faworytem głowy państwa.
W tej chwili w Sądzie Najwyższym jest 63 „starych” sędziów i 35 neosędziów, co pozwala tym drugim w razie głosowania ulokować w piątce kandydatów choć jednego swojego przedstawiciela. A jeśli „starzy” zerwaliby kworum?