W sierpniu minął rok od ujawnienia afery hejterskiej w Ministerstwie Sprawiedliwości przez Magdalenę Gałczyńską z Onetu. 12 sędziów, których w mediach i wpisach uznano za członków grup Kasta Watch na Twitterze i Kasta na WhatsAppie, wciąż orzeka, a postępowanie karne toczy się niespiesznie.
Podobnie jak wyjaśniające postępowanie dyscyplinarne. Po dwóch miesiącach rzecznik dyscyplinarny Piotr Schab wydał komunikat, że „dotychczasowe czynności procesowe z udziałem przesłuchanych świadków, w tym sędziego Łukasza Piebiaka, nie dostarczyły faktycznych i prawnych podstaw do wszczęcia postępowań dyscyplinarnych i przedstawienia zarzutów dyscyplinarnych dotyczących przedmiotu czynności wyjaśniających”.
Nie był to koniec postępowania, tylko pretekst do uchylenia zawieszenia w obowiązkach niektórych bohaterów wymienianych w kontekście tej afery. A także do tego, by domniemani hejterzy wytaczali cywilne i karne (z art. 212 kk) procesy dziennikarzom (m.in. piszącej te słowa) za pomawianie ich. Wydaje się, że jedynym efektem ujawnienia skandalu będą ciągnące się latami sprawy przeciwko dziennikarzom.
Czytaj też: Jak teraz działa Sąd Najwyższy?
1278 sędziów od apelu?
Jedną z osób, której nazwisko padało w tym kontekście, jest zastępca rzecznika dyscyplinarnego dla sędziów Przemysław Radzik. Ten sam, który groził dziennikarzom „Faktów” TVN, gdy pytali go o aferę hejterską: „Moja matka płacze i wy macie to gdzieś.