Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Kaczyński nadzorca to przepis na katastrofę

Kaczyński jako nadzorca to przepis na katastrofę. Służb i PiS

Jarosław Kaczyński i Mariusz Kamiński w Sejmie Jarosław Kaczyński i Mariusz Kamiński w Sejmie Jerzy Dudek / Forum
Szef PiS będzie nadzorował aparat bezpieczeństwa państwa z fotela wicepremiera rządu, kierowanego przez podlegającego mu członka PiS. W dodatku żywiąc do części służb głęboko zakorzenioną niechęć.

Konstrukcja, która powstaje na naszych oczach, jest ewenementem na skalę światową. Nikt do tej pory, nawet w najbardziej opresyjnych systemach policyjnych, nie zdecydował się na podobne rozwiązanie. Napisać, że jest karkołomne, to za mało. To jakby Pałac Kultury nadbudować Kolumną Zygmunta, a od strony pl. Defilad dokleić do niego Stadion Narodowy. Albo inaczej – jakby Wojciecha Jaruzelskiego w 1981 r. mianować wicepremierem w rządzie Józefa Pińkowskiego, nadzorującego Czesława Kiszczaka, Floriana Siwickiego i Jerzego Bafię. Co i tak nie oddawałoby absurdu sytuacji, gdyż wiedza Jaruzelskiego na temat służb w przeciwieństwie do Kaczyńskiego – jakby jednak nie patrzeć – była duża, a cała czwórka należała do tej samej partii.

Skalę obecnej niedorzeczności potęguje to, że w tamtym systemie nadzór „czynników partyjno-rządowych” nad służbami był właściwie bezpośredni, czyli w rządzie, na poziomie ministerialnym.

Czytaj też: Wielka inwigilacja

Skomplikowana układanka, czyli kto komu podlega

Dziś nawet bez prezesa-wicepremiera i tak jest to konstrukcja wystarczająco skomplikowana, a przez to mało wydolna i przejrzysta. Formalnie wszystkie służby podlegają premierowi. Ale w jego imieniu nadzoruje je minister-koordynator, czyli Mariusz Kamiński. Żeby było ciekawiej, Kamiński w hierarchii stoi wyżej niż Mateusz Morawiecki, bo jest wiceprezesem PiS.

Ale nawet Kamiński nie ma pełnej władzy nad służbami. Można powiedzieć, że „jego” są Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Agencja Wywiadu, którymi kierują bliscy mu ludzie, oraz policja z lojalnym komendantem. Ale już nie Centralne Biuro Antykorupcyjne, które objął niedawno człowiek związany z prokuratorem krajowym Bogdanem Święczkowskim, czyli jednym z najbliższych współpracowników Zbigniewa Ziobry. Z kolei wojskowym wywiadem i kontrwywiadem rządzą ludzie ministra obrony, a zarazem kolejnego z wiceprezesów PiS: Mariusza Błaszczaka, który również będzie podlegał „nadwicepremierowi”. Ministerstwo Sprawiedliwości i prokuratura to – wiadomo – domena „koalicjanta”, czyli Ziobry.

Czytaj też: Polowanie na Sławomira Nowaka

Będzie chaos w służbach specjalnych

Teraz do tej układanki dodany zostanie kolejny element w postaci „Prezesa Polski” Jarosława Kaczyńskiego. Na razie nie wiadomo, jak zamierza traktować swoją rolę. Czy tak jak do tej pory, czyli zbierając wiedzę o najważniejszych sprawach i wydając mniej lub bardziej konkretne dyspozycje? Czy też mocniej wczuje się w funkcję i będzie ingerował? Obstawiałbym to drugie, nie tylko dlatego, że Kaczyński słynie z podejrzliwości i niechęci w stosunku do służb, szczególnie tych jego zdaniem „nieodzyskanych”, czyli ABW i AW. A to zwiastuje samo najgorsze – czyli chaos.

Rola Morawieckiego w sprawach bezpieczeństwa wewnętrznego i zewnętrznego będzie w tym układzie marginalna. Kamiński, Błaszczak i Ziobro nie będą już musieli informować go o tym, co robią podległe im służby. Będą raportować Kaczyńskiemu. Można się tylko domyślać, kto będzie jednym z głównych bohaterów tych raportów. Nietrudno raczej zgadnąć, że premier i jego ludzie. Nie od dziś wiadomo, że nie tylko Ziobro, ale w równej mierze Kamiński to antagoniści Morawieckiego, walczący z nim właściwie już na śmierć i życie.

Czytaj też: Cicha władza Kamińskiego

Szukanie haków „na swoich”

Oczywiście Kaczyński zdaje sobie z tego doskonale sprawę. Dlatego pewnie nie będzie chciał polegać wyłącznie na swoich ministrach, ale postara się zainstalować w ich „księstwach” zaufanych ludzi, którzy będą jego oczami i uszami. A to oznacza rozdwojenie jaźni, szczególnie w ABW i CBA, gdy część funkcjonariuszy zorientuje się na wicepremiera Kaczyńskiego, a część na dotychczasowych szefów.

Źle to wróży stabilności nie tylko partii, co w sumie mniej nas powinno obchodzić, lecz także rządu i państwa. A to już powinno budzić poważne zaniepokojenie opinii publicznej. Istnieje poważne niebezpieczeństwo, że służby i prokuratura zostaną mocniej zaangażowane w wewnątrzpartyjne i wewnątrzkoalicyjne rozgrywki i wojny podjazdowe. Zbieranie haków, co i tak było ostatnio jednym z ich priorytetów, stanie się jeszcze ważniejsze. Nie tylko w stosunku do politycznych przeciwników, ale też „swoich”. Kluczowe sprawy państwa, jak choćby walka z wpływami obcych państw, spadną na dół listy zadań. Jeśli w ogóle jeszcze na niej są.

Czytaj też: Kontrwywiad nie istnieje, rosyjscy zabójcy panoszą się w Polsce

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną