Kto sieje wiatr, zbiera burzę. Burza społeczna przyszła po orzeczeniu półlegalnego gremium pod przewodem Julii Przyłębskiej. Zaskoczyła, choć nie powinna była zaskoczyć, bo od dawna płynęły sygnały, że w naszym kraju następuje zmiana pokoleniowa, zwłaszcza w młodszym pokoleniu. Zmienia się nastawienie do polityki i do Kościoła rzymskokatolickiego. Piętnaście lat temu, po śmierci św. Jana Pawła II, Polskę ogarnęła spontaniczna żałoba, dziś nasz kraj ogarnął gniew.
Czytaj też: Kobiety weszły do kościołów ze „słowem na niedzielę”
Aborcja. Biskupi naciskali na polityków prawicy
Detonatorem było orzeczenie likwidujące prawo kobiety i jej partnera do decyzji, czy chce usunąć nieuleczalnie chory lub nieprawidłowo uformowany płód. Część polityków obozu rządzącego przyjęła wyrok z entuzjazmem, podobnie jak część ultrakatolickich mediów kościelnych i prawicowych. Z gratulacjami pospieszyli także prominentni przedstawiciele Kościoła rzymskokatolickiego.
Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki oznajmił, że „cieszy się ogromnie” i „z wielkim uznaniem” przyjmuje decyzję Trybunału Julii Przyłębskiej. Hierarcha dopatrzył się w niej potwierdzenia, że koncepcja „życia niewartego życia” jest sprzeczna z zasadą demokratycznego państwa prawnego. O prawnych i społecznych skutkach orzeczenia dla kobiet i ich rodzin nie wspomniał.
Z koncepcją przywołaną przez abp. Gądeckiego nigdy się nie zetknąłem w debacie publicznej. Uważam ją za wymysł prawicowej propagandy celowo i niegodnie wypaczającej istotę sporu, jaki dziś odżył w Polsce po – inspirowanej przez PiS – decyzji tzw.