Tegoroczny Marsz Niepodległości był nielegalny, bo został zakazany ze względów pandemicznych przez prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego. Zakaz podtrzymały sądy dwóch instancji. Mimo to odbył się, organizatorzy go otworzyli i poprowadzili, a więc ponoszą pełną odpowiedzialność za wszystko, co się działo.
Tłumaczenia, że agresywne zachowania demonstrantów to była prowokacja Antify, policji albo UFO, nie mają znaczenia. Obowiązkiem organizatorów każdego zgromadzenia – także nielegalnego – jest bowiem pilnowanie porządku, a w razie gdy łamane jest prawo i organizator traci kontrolę nad przebiegiem zgromadzenia, ma obowiązek je rozwiązać. Tymczasem Robert Bąkiewicz i inni ani nie przeciwdziałali łamaniu prawa, ani nie wezwali zgromadzonych do rozejścia się. Skoro tak, to obciążają ich materialnie wszelkie szkody poczynione przez uczestników: od zniszczonej kostki brukowej po podpalone mieszkanie. Oczywiście ich odpowiedzialność materialną musi orzec sąd.
Czytaj też: Tituszki prezesa, powiało grozą
Strajk Kobiet to zupełnie inna sprawa
Mówi się o podobieństwie sytuacji nielegalnego Marszu Niepodległości i nielegalnych protestów koordynowanych przez Strajk Kobiet. Natura tych zgromadzeń jest jednak zupełnie inna. Demonstracje kobiet są pokojowe –