Według TVN 24 okolic znanego domu przy ulicy Mickiewicza na stołecznym Żoliborzu pilnuje na dobę już nie, jak niedawno, 18 funkcjonariuszy państwowej policji, lecz co najmniej 40. Jak twierdzą reporterzy stacji, są wśród nich zarówno policjanci umundurowani, jak i operujący po cywilnemu.
Powołują się na dzienne dyspozycje policji, z których wynika, że na samej popołudniowej zmianie w tym rejonie ma pracować obecnie 26 funkcjonariuszy. Czterech miało dyżurować w bezpośrednim sąsiedztwie obiektu (czyli tzw. bliźniaka, w którego części mieszka obywatel Jarosław Kaczyński), a 22 patrolować w pobliżu, krążąc po tzw. trasach alarmowych.
„Polityka” ujawnia: Ochrona prezesa zdrożała. I to sporo
Wicepremier Kaczyński z własną ochroną
To nie pierwsze takie doniesienie. Jeszcze w grudniu „Super Express” wyśledził, że policja zabezpieczała także wyprawę Jarosława Kaczyńskiego na coniedzielne nabożeństwo. Z tej relacji wynika, że politykowi z kościoła św. Benona na warszawskim Nowym Mieście, gdzie ma zwyczaj uczestniczyć w mszy, aż do bramy domu na Żoliborzu towarzyszy prócz prywatnej ochrony asysta policyjna w postaci radiowozu z mundurowymi oraz prowadzony przez „tajniaków” nieoznakowany samochód na „cywilnych” numerach. Informator gazety miał zdradzić, że do takiej niedzielnej operacji używani są policjanci z dwóch dzielnic. Kiedy bowiem limuzyna Kaczyńskiego znajduje się na terenie Śródmieścia, konwojuje ją ekipa z tej komendy rejonowej, kiedy zaś na obszarze Żoliborza – do akcji przystępują tamtejsi funkcjonariusze.
Warto przypomnieć, że od października, kiedy to Jarosław Kaczyński został wicepremierem, o jego bezpieczeństwo powinna z mocy prawa dbać okrągłą dobę Służba Ochrony Państwa. Równocześnie tajemnicą poliszynela jest, że prezes PiS od dawien dawna ma opłacaną przez partię ochronę złożoną z byłych żołnierzy jednostki GROM, pracujących obecnie dla prywatnej firmy Grom Group.
Ciekawe skądinąd, jak układają się stosunki między oficerami SOP, mającymi strzec wysokiej rangi członka Rady Ministrów, a prywatnymi ochroniarzami prezesa. Swego czasu podczas pikiety przeciwko wożeniu prezesa limuzyną na wzgórze wawelskie na comiesięczną mszę żałobną w krakowskiej katedrze (na zasadzie „twój ból jest lepszy niż mój”, bo przecież Wawel jest zamknięty dla ruchu samochodowego) miałem okazję podpatrzeć, jak wyglądają relacje między policją (była tam, choć Kaczyński nie był jeszcze w rządzie) a jego prywatnymi ochroniarzami. Otóż wszystko, co widziałem, wskazywało na to, że w praktyce decydują ci ostatni.
Czytaj też: Ile kosztuje Jarosław Kaczyński?
Szkoda wizerunku policji
Stołeczna policja utrzymuje niezmiennie, że obecność funkcjonariuszy na Żoliborzu wynika z troski o bezpieczeństwo wszystkich mieszkańców dzielnicy. I tylko czasami trzeba wzmocnić siły – choćby w obliczu protestów Strajku Kobiet. Nawiasem mówiąc, właśnie nagromadzenie jesienią ubiegłego roku przed domem Kaczyńskiego setek funkcjonariuszy i dziesiątków policyjnych pojazdów, które miały oddzielić go szczelnym kordonem od demonstrujących rodaczek i rodaków, stało się jednym z symboli ostatnich lat.
Wszelako teraz o żadnych planach podobnych manifestacji pod domem Jarosława Kaczyńskiego nie słychać. Mimo to absurd postępuje i zbędnym by było dodawać, że jego koszty też rosną.
Pytanie jest jedno: o źródła nonsensu. Czy silniejsza ochrona „bliźniaka” na ul. Mickiewicza wynika z rosnącego strachu jego lokatora i potrzeby poprawy izolacji lidera narodu od suwerena? Czy też jest to wynik nadgorliwości (by nie powiedzieć: służalczości) dowódców stołecznej policji, chcących w ten sposób przypodobać się najwyższemu szefowi, który przecież powtarza często, że porządek musi być? W obu przypadkach można mówić o patologiach rozmaitego na dodatek rodzaju – z upadkiem etosu i ośmieszeniem wizerunku policji na czele.
Czytaj też: Haracz na władzę. Kto i za co płaci partii Kaczyńskiego